poniedziałek, 7 lutego 2011

ZAŚWIATY, czyli czy pies ma duszę?

Ciemno. Miasto nocą. Panienka w kowbojskim kapeluszu i Panienka w kowbojskich butach zmierzają do OCH-teatru by się pośmiać. 


Debiut reżyserski Marii Seweryn wzbudza bardzo duże zainteresowanie, mimo że premiera odbyła się w 2009 roku. I nie mam wątpliwości dlaczego. Sztuka jest bezlitośnie śmieszna. Jednak to czarna komedia. Połączenie nieraz trudnych tematów z komizmem postaci (wystarczy spojrzeć na bohaterki - trzy striptizerki ginące w wypadku samochodowym i trafiające do zaświatów w "służbowych" ciuchach ociekających trochę seksem, trochę kiczem), komizmem sytuacyjnym (właściwie cały spektakl to jeden wielki sytuacyjny, mocno sarkastyczny żart) i komizmem słownym (niezliczone ilości tekścików dotyczących śmierci, bo przecież "na raka już nie umrzemy, nie?", albo - "po moim trupie" --> jako że są martwe, takie nieświadome żarciki bawią nie tylko publiczność, ale i same bohaterki, gdy uświadamiają sobie głupotę własnej wypowiedzi). 

W powietrzu aż czuć było niezwykłą atmosferę ... zaświatów. Dosłownie "czuć", bo z panienką w kowbojskim kapeluszu siedziałyśmy w pierwszym rzędzie wdychając dym 'z zaświatów'. Na szczęście nikomu nic się nie stało, nikt się nie dusił (chyba że ze śmiechu), a żaden pies nie ucierpiał. Choć jeden brał udział w przedstawieniu,  miewał się niezwykle dobrze łasząc się do publiki po triumfalnym zejściu ze sceny.

Po spektaklu rozgorzała dyskusja. Bo choć niemal płakałyśmy ze śmiechu, kilka razy zabawne sytuacje zakrawały o tematy, z których normalnie, zdawałoby się, śmiać się nie wypada. Troszkę obrazy katolików, troszkę anegdotek o tatusiach-zboczeńcach, wątek zakochanego księdza, kpina ze śmierci. Z czegóż tu się śmiać, zapytacie? Ano niektórzy (jak Jerzy Masłowski - autor scenariusza) potrafią wszystko ubrać w śmieszne łaszki i patrzeć na to wszystko z dystansu. Czy można się śmiać ze wszystkiego? Choć te żarty bywają w pewnym sensie okrutne, dlaczego nie? W końcu to wszystko, co dzieje się tu, na Ziemi to jakiś (być może przypadkowy) splot wydarzeń i osób. Krótkotrwała forma. Dobro i zło, piękno i brzydota. Jak zakłada manicheizm, te wszystkie przeciwieństwa nie mogą bez siebie istnieć, wynikają z siebie. Zastanawiałam się kiedyś dlaczego tak jest, że natura dąży do przeciętności w kwestii wyglądu (zostało to udowodnione)? Przecież gdyby wszyscy byli piękni, nie mielibyśmy dylematów, liczyłby się tylko charakter. Ale zapewne wtedy do pewnego stopnia zanikłoby pojęcie piękna. Wszystko, co piękne stałoby się po prostu ... normalne. A to znów zmienia się w przeciętność. Koło się zamyka.

A wiara? Sztuka "ZAŚWIATY..." pokazuje alternatywną wizję drogi do nieba. Taką współczesną, taką namacalną i w tej sytuacji jakby - oczywistą. Tzw. "głęboko wierzący" (rozumiem przez to ślepo dążących za dogmatami, zamkniętych w zasadach i zastałych w poglądach ludzi ---> tak się popularnie rozumie to wyrażenie, choć tak być nie powinno - 'głęboko wierzący' to człowiek, który czuje wiarę głęboko w sercu, kieruje się sumieniem, chce być dobrym człowiekiem, kochać ludzi i poszerzać horyzonty, takie jest moje zdanie) mogliby się oburzyć. Ale przecież wiara to ważny aspekt życia na Ziemi. No właśnie - Ż Y C I A.  Które samo w sobie jest pełne wątpliwości, sprzeczności, swoich śmieszności. Podchodzenie to tego z dystansem i uśmiechem na twarzy nie musi oznaczać lekceważenia. Jedynie świadomość naszej ulotności i małostkowości. Podchodzenie do wszystkiego z postawą śmiertelnie poważną (nie wykluczam jej przydatności w niektórych sytuacjach) zdejmuje nam ten uśmiech z twarzy. A według mnie, nie warto go tracić.


strona spektaklu

2 komentarze:

  1. Nie ma współczesnej drogi do nieba. Albo inaczej. Jest, ale niczym się nie różni od tej sprzed tysięcy lat. Dobrze scharakteryzowałaś człowieka głęboko wierzącego, podoba mi się ten opis. Śmiertelnie poważna postawa nie zdejmuje uśmiechu z twarzy, sami sobie go zdejmujemy, niezależnie od powagi sytuacji. Tylko pytanie "czy pies ma dusze" wydaje mi się kontrowersyjne ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. hej Wieląd!
    Nie chciałam ująć "drogi do nieba" jako synonimu życia. Chodzi tylko o niezwykle luźne i współczesne zachowanie postaci idących do nieba oraz tych w niebie pracujących. Nie sądzę by w taki sposób wyobrażali sobie 'odejście do domu Pana" ludzi sprzed tysięcy lat :p To po prostu trzeba było zobaczyć.

    a w sprawie psa - przeczytaj opis sztuki na stronie teatru, dam linka

    OdpowiedzUsuń