piątek, 28 stycznia 2011

66

Z powodu mojej małej rekonwalescencji zostałam w domu. W końcu miałam chwilę by popatrzeć co się dzieje na świecie. Na TVN24 jak zwykle rozdmuchiwanie politycznych afer, jak to dwaj panowie rozbili wózki golfowe na Cyprze, wywiady z parlamentarzystami PO i PiS oskarżającymi się wzajemnie o zajmowanie się listami wyborczymi zamiast sprawą emerytur, order dla strażaków ratujących sarenki i w końcu transmisja z Auschwitz II. To mnie zainteresowało. Wczoraj była 66. rocznica wyzwolenia obozu KL Auschwitz II - Birkenau. Po składaniu w milczącym hołdzie kwiatów pod ścianą śmierci wygłaszane były przemówienia. Słowa bolesne, ale niezmiernie ważne. Pouczające, przypominające aż w końcu pełne nadziei, że świat zmierza ku dobru. Na uroczystości spotkali się m.in. prezydenci Polski i Niemiec a także ok. 80 byłych więźniów obozów koncentracyjnych. Słuchałam przemówień ze skupieniem. Bo oprócz wielkich słów o przyjaźni między narodami, o dążeniu do tolerancji, świadectwa prawdzie i pamięci, które mimo, że tak piękne są jednak tylko słowami, były także opowieści tych, którzy przeżyli. Autentyczne, szczere. Jakby zgrabnie wizualizowali swoje wspomnienia w umysłach słuchaczy. Mówili o drobnostkach, szczegółach. O skórzanych butach z cholewami, podarowanymi przez nieznajomego, o szuraniu drewnianych obozowych butów, o kostce cukru. Ale właśnie z takich małych rzeczy składa się nasze życie, nasza osobowość, autentyczność, a czasem właśnie nasze cierpienie.

"Tu w Auschwitz jak w soczewce skupia się i wiedza i pamięć o wszystkich straszliwych zbrodniach" - powiedział prezydent.

Numerki nie robią na ludziach wrażenia. Tak po prawdzie, co za różnica między 10 000 a 100 000. Tylko jedno zero. Różnicę czujemy dopiero gdy jest namacalna. Gdy widzimy te baraki, sterty szczoteczek do zębów, walizek, ściętych warkoczy. Ja widziałam.

Tadeusz Różewicz
"Warkoczyk"

Kiedy już wszystkie kobiety
z transportu ogolono
czterech robotników miotłami

zrobionymi z lipy zamiatało
i gromadziło włosy

Pod czystymi szybami
leżą sztywne włosy uduszonych
w komorach gazowych
w tych włosach są szpilki
i kościane grzebienie

Nie prześwietla ich światło
nie rozdziela wiatr
nie dotyka ich dłoń
ani deszcz ani usta

W wielkich skrzyniach
kłębią się suche włosy
uduszonych
i szary warkoczyk
mysi ogonek ze wstążeczką
za który pociągają w szkole
niegrzeczni chłopcy.


Tak jak oni mam nadzieję. Mam nadzieję, że świat będzie uczył się na błędach i robił wszystko by utrzymać pokój, ciepłe stosunki i pamięć. Ale nie tylko w wielkich czynach. Bo nasze życie składa się z takich małych rzeczy, drobnych gestów, słów.

Jednym z gości była Zofia Posmysz, polska pisarka i scenarzystka. Choć działała w drugiej połowie XX wieku, po wyjściu z obozu w Auschwitz, ostatnio znów było o niej głośno. A to z uwagi na operę w reżyserii Davida Pountneya, z Eleną Kelessidi w roli Marty i Agnieszką Rehlis wcielającą się w panią SS, której postać nie jest wcale jednoznaczna. Libretto napisano na podstawie jej książki "Pasażerka" wydanej w '62 roku. Widziałam tę sztukę. A raczej - czułam. 


Opera wielojęzyczna, co sprawiało, że stawała się jeszcze bardziej realna. Niezwykła scenografia i muzyka. Całość zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Słyszałam opinie, że to znów ten sam temat, Auschwitz, ludobójstwo, bla bla, odgrzewane kotlety. A ile powstało już utworów o miłości? śmierci? cierpieniu? tęsknocie? Dopóki jakiś temat człowieka pali, a powstaje z tego coś nowego i ciekawego, dopóty warto to wyrażać i dzielić się tym z innymi.

nowe prawo

Ale tu śmierdzi fajkami...
dym się kotłuje w płucach
wpycha w każdą szczelinę!

BEZCZELNY

Tak to jest być palaczem biernym.
Nikt się z naszym zdaniem nie liczy.
Ale odzew wymyśliła sama natura

Z naszych kochanych palaczy
zostanie tylko dymu chmura

i zgnieciony pet 
w popielniczce

                                             Antonina Zuzanna

Czy nowe prawo zabraniające palenia w miejscach publicznych jest dobre, czy złe? Jak dla mnie są same korzyści. Ale to mój niepalący punkt widzenia. W końcu używkowicze narzekają na ograniczanie ich swobód obywatelskich. Ale czy przypadkiem wolność nie kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność innego człowieka? Gdyby palenie bierne nie wywoływało żadnych skutków ubocznych - proszę bardzo. Ale niezwykle egoistyczne jest myślenie, że wyziewanie takich ilości śmierdzących oparów jest sprawą wyłącznie indywidualną. W klubach i kawiarniach powietrze jakby bardziej przejrzyste. Ale kilka kroków od przystanku autobusowego i tak zbiera się grupka amatorów.

Clee & Gulang Island


Dostałam ostatnio propozycję prywatnej wymiany pocztówkowej (czyli tzw swap) od chińskiego nastolatka napalonego na panoramy miast. Obiecałam mu znaleźć takie cudeńko, a tymczasem dziś dostałam od niego kartkę z widokiem budynku, który co prawda wygląda mało chińsko, ale jak się okazało nie bez przyczyny.




Rycina budynku pochodzi z wysepki Gulang w prowinji Xiamen, regionie Fujian. Leży na południowo-wschodnim wybrzeżu Chin, praktycznie na przeciwko Tajwanu. Jej nazwa oznacza "dudniące fale" i wzięła się od charakterystycznego dźwięku obecnego dzięki licznym skalnym wybrzeżom.To jedna z perełek chińskiej turystyki, gdyż na niewielkiej powierzchni 1.09 km2 znajdują się pasma wzgórz, liczne olbrzymie kamulce o dziwacznych kształtach i ok. 5 plaż. Zwana jest także "Wyspą pianin" lub "Kolebką muzyków", jako że na 6000 rodzin (wszystkich mieszkańców jest zaledwie 20 tys.) przypada aż 500 fortepianów, czego rezultatem jest wyhodowanie takich artystów światowej sławy jak zarządca chińskiej orkiestry symfonicznej - Chen Zuohuang, czy sławny pianista Yin Chengzong. (koncert pianistyczny "Yellow River" w jego wykonaniu i akompaniamencie orkiestry możecie zobaczyć tutaj) Znajduje się tam nawet specjalne muzeum pianin. 


Wysepka posiada aż 13 ambasad, które przywiozły ze sobą zachodni styl architektury, który z czasem zmieszał się z lokalnym. Zjeżdżający się tam najbogatsi chińscy i zachodni bisnesmeni w niedługim czasie wybudowali ogromną liczbę luksusowych willi (jedna z nich widnieje na pocztówce), które także stały się symbolem tej okolicy, upiększając jedynie widoki.






<-- Region FUJIAN
Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej - odsyłam na tę stronę.


Na pocztówce były przepiękne znaczki - nie jestem filatelistką, ale za to *pulchramatką, więc uwielbiam takie detale. Pierwszy z nich przedstawia scenę z klasycznej powieści "水浒传" opowiadająca historię 108 herosów z dynastii Song, ok 1000 lat temu.


* PULCHRAMATA - mój własny neologizm oznaczający wielbiciela piękna. Skoro byli miłośnicy nauki i cnoty, to i taki termin powinien powstać.

środa, 26 stycznia 2011

Przebłysk geniuszu

Są takie filmy, które wprawiają w dobry nastrój. Są takie, które chcą nam zrobić papkę z mózgu wkręcając w psychodeliczny świat. Są i takie, które każą się zastanowić. Oczywiście nie dla wszystkich są powodem rozmyśleń, bo wymaga to pewnej zdolności czytania między wierszami. Spojrzenia ponad fabułą i dostrzeżenia jakiejś myśli przewodniej. W szkole, wbrew wrażeniu, które czasem i mnie nawiedza, uczą nas przydatnych rzeczy. Zapominają tylko wspomnieć by umieć wykorzystać nową wiedzę i umiejętności na innym poziomie. Wyższym, wyciągającym wnioski z dystansu. Przykład? Na lekcjach polskiego analizujemy niezliczone ilości tekstów, które większości wydają się nudne, nieaktualne i ciężkie do zrozumienia. Nie chodzi teraz nawet o udowadnianie, że jest inaczej. Chodzi o tę umiejętność. Czytanie między wierszami, dociekanie, wyciskanie drugiego, czwartego dna, a nawet intencji, czyli 'co autor miał na myśli'. To jedna z najważniejszych umiejętności w naszym życiu, która pozwala przesiewać propagandę, manipulację, którymi jesteśmy nieustannie karmieni. Wyrobienie sobie własnego zdania wcale nie jest takie proste. Jak je tworzymy? Przede wszystkim zbierając informacje. Jeśli nie będziemy umieli ich selekcjonować i wnioskować, nigdy nie staniemy się świadomymi i rozsądnymi obywatelami. Czasem odnoszę wrażenie, że takich jest na prawdę niewielu. 

Przez zmianę perspektywy stajemy się w jakiś sposób mądrzejsi, możemy ugryźć tego pączka z innej strony. A kto wie, może właśnie tam, ukryła się marmolada? Wyobrażam sobie czasem, że nagle mam sobie radzić  sama. Tak ZUPEŁNIE SAMA w tym świecie na wyścigi. I zauważam, że tak właściwie, niewiele wiem. Może zaczyna to podchodzić pod filozoficzne "wiem, że nic nie wiem", ale ostatecznie i tak każdy musi dojść do tego sam. Taki jest problem ludzi. Uczą się na własnych błędach. Cenną rzeczą jest obserwowanie innych, ale to nie to samo. Jak się nie poparzysz, nie zapamiętasz, że ogień pali, jak się nie zawiedziesz, nie wiesz jak to jest czuć się opuszczonym, jak się nie zakochasz, nie wiesz jak to jest nie móc przestać o kimś myśleć. Umieramy z tą wiedzą sfrustrowani, nie mogąc przekazać wszystkiego innym, by się nie potykali. Każdy musi dojść do tego sam. Wybitnie wkurzające, prawda?


Obejrzałam przed chwilą film opowiadający historię Roberta Kearns'a - "Przebłysk geniuszu" ("Flash of Genius") z Gregiem Kinearem w roli głównej. Bohater opowieści, a zarazem postać autentyczna był amerykańskim wynalazcą i wykładowcą na uniwersytecie. Opatentował system Wycieraczek Czasowych wzorowany na mruganiu ludzkiego oka, które teraz wydają nam się tak oczywiste. Zaczął współpracę z koncernem Forda, ale sprytnie go oszukali i wykorzystali. Pozwał ich do sądu. Sam przeciw gigantycznemu koncernowi! Walka trwała ok 14 lat. Jak zawziętym i silnym trzeba być, aby tak walczyć o swoje. A prawo zwykle nie jest po stronie malućkich. Firma ma wpływy, ma pieniądze. To wszystko wystarczy by zmieść kogoś z areny i pławić się w glorii chwały. W rezultacie, dla Kearns'a stało się to walką o honor, o sprawiedliwość. No właśnie. Znalazł mnóstwo dokumentów i listów innych wynalazców zwyczajnie wykorzystanych i zapomnianych stając się ich reprezentantem. Dla sprawy poświęcił swoje życie rodzinne, rozwiódł się z żoną. Czy to warto dla jakiś wycieraczek? A jednak w końcu wygrał. Dostał pokaźne odszkodowanie i prawo do patentu. Obserwowałam na filmie ile pracował i wyszukiwał, aby jak najlepiej poznać to szczegółowe, a jednak zawierające mnóstwo kruczków, prawo. Ile przebiegłości i determinacji potrzeba. Nie wystarcza nam czasu, by znać się na wszystkim. A szkoda. Zawsze musimy na kimś polegać, komuś zaufać. A gdy nas zawiedzie? zdradzi? Możemy to tylko dopisać do listy własnych doświadczeń i radzić sobie dalej. Zawsze znajdą się ludzie, którzy chętnie podłożą nogę dobremu, szlachetnemu, przepełnionemu nadzieją. Zawsze znajdzie się jakiś Mefisto. 

piątek, 14 stycznia 2011

Aborcja - statystyki

W grudniowych Charakterach znalazłam wzmiankę o badaniach opinii publicznej w sprawie aborcji.

"Prawie połowa Polaków uważa, ze przerywanie ciąży powinno być dozwolone - wynika z sondażu zrealizowanego przez CBOS.

7% uczestników badania uważa, że aborcja powinna być dozwolona bez żadnych ograniczeń,
38% twierdzi, że owszem, powinna być dozwolona, ale z pewnymi ograniczeniami.
14% ankietowanych jest zdania, że przerywanie ciąży powinno być całkowicie zakazane.
36% przyznaje natomiast, że powinno być zabronione, ale z pewnymi wyjątkami.

Respondenci opowiadają się za dopuszczalności aborcji, jeśli zagrożone jest życie lub zdrowie matki, a także wtedy, gdy  ciąża jest wynikiem gwałtu lub gdy wiadomo, że dziecko urodzi się upośledzone."  

Wychodzi na to, że jednak większość społeczeństwa myśli całkiem logicznie. Ciekawe, czy takie badania wpłyną na szybsze unormowanie prawne tej kwestii.

LOVE PRAY EAT

Czyli "Jedz Módl się Kochaj" od drugiej strony. 
Poznałam nową perspektywę.
Po przeczytaniu tej książki autorstwa Elizabeth Gilbert byłam zachwycona. Wiele razy prowokowała mnie do przemyśleń, zachwycała trafnymi metaforami i przyjemnymi opisami. Ale rozmowa z panią I., choć krótka i w biegu, uderzyła mnie na tyle mocno, że przekroczyła pewną cienką granicę - teraz muszę oddać. Więc rzeknę:

Zadziwiające jak etapy naszego prywatnego życia wpływają na odbiór książek, czyli pośrednio - prywatnych etapów życia innych. Każdy odnajduje to, co chce, albo to, z czym się identyfikuje. Pani I. stwierdziła, że główna bohaterka ją wkurza. Dlaczego? Bo zachowuje się samolubnie. 

Czytając tę pełną osobistych refleksji i emocjonalnego ekshibicjonizmu opowieść byłam na etapie intensywnego myślenia ... o sobie. O tym jak ważny jest rozwój osobisty, samopoznanie, dążenie do celu. W myśl idei "jesteś w stanie obdarzyć miłością innych, tylko jeśli kochasz siebie". A co robi główna bohaterka? Rozwodzi się w bólach z mężczyzną, który poświęcił jej wiele lat życia i miłości, bo nagle stwierdziła, że nie jest spełniona. Ma nowy piękny dom, spokojne, dostatnie życie, przyjaciół, faceta, pracę, którą lubi. Lecz nagle BUM! Wypala się, nie może znaleźć w tym wszystkim satysfakcji, czuje, że nadchodzi czas na duże zmiany, płacze nie mogąc znieść stanu zawieszenia między pragnieniem a strachem przed podjęciem decyzji. I bez słowa oświadcza mężowi, że go zostawia.

Myślałam - ok, w końcu jeśli ona była nieszczęśliwa i niespełniona, nie powinna pozwolić gnić tej relacji tylko stanowczo pójść na przód. W ten sposób uwolni także swojego mężczyznę, którego nie byłaby już w stanie uszczęśliwić. Tak się zdarza. Ktoś się wypala i musi odnaleźć siebie od nowa. 

Ale I. mówi tak: 
"Czy nie była świadoma w co się pakuje, gdy wstępowała w związek małżeński?! To jest poważna decyzja wiążąca prawnie, ale przede wszystkim emocjonalnie, dwie osoby. Nie można tak sobie tego porzucić, bo poczuło się wewnętrzną potrzebę radykalnej przemiany. Małżeństwo jest dla dorosłych ludzi, którzy biorą odpowiedzialność za swoje czyny. Ja to się bardziej utożsamiam z tym biednym facetem, przecież on nie zrobił nic złego."

To naświetliło przyczynę początku jej podróży z innej perspektywy, nad którą wcześniej się nie skupiałam. W końcu - jesteśmy odpowiedzialni za to, co oswoimy. 


wtorek, 11 stycznia 2011

uleciało z parą

Lubię nietuzinkowość. I lubię myśli lekkie a za razem mądre. Tylko że myśli zwerbalizowane jakoś gubią po drodze swoją lekkość. I zostaje ich ciężki sens. Osadza się nieznośnie jak węglan wapnia w mojej ukochanej herbacie (cały czas nie mogę się go pozbyć z czajnika). Swoją drogą, jestem już na półmetku drugiej paczki ze świątecznego zapasu (dobry Mikołaj sprzyja uzależnieńcom).

Przy herbatce ulatują wszystkie anegdotki, ciekawostki, nasycone emocjami wrażenia z ostatniej chwili, zgrabne myśli; z moich ust wprost do uszu przyjaciół. Albo uwięzione na kartach dziennika. Utrwalony stan chwili.

Pstryk!


polecam gorąco składankę Morcheeby na moim kanale:

czwartek, 6 stycznia 2011

aborcja


Czy na pewno jesteśmy świadomi na czym to polega? Niby przyjmujemy do wiadomości, że to brutalna ingerencja w kobiece ciało, ale jednak przyzwalamy na to, skupiając się na tym, że to decyzja kobiety. Oczywiście nie wszędzie jest to legalny zabieg, ale mówimy teraz o przyzwoleniu społecznym. Kościół i jego zaciekli zwolennicy apelują nieustannie o surowe zakazanie tego typu działań. Oni z kolei skupiają się na tym, że już od chwili poczęcia to istota ludzka, ma duszę i jest dzieckiem bożym. W okół tego poglądu toczy się dyskusja świecko - katolicka. Ale odwołajmy się zwyczajnie do ludzkich uczuć - już w najwcześniejszej fazie, gdy można przeprowadzać aborcję, to małe stworzonko ma już paluszki. 

Odsyłam do galerii na dole tej strony (jeśli ktoś jest bardzo wrażliwy, ogląda na własną odpowiedzialność). To głównie plakaty z ostatniej kampanii społecznej na ten temat. Bardzo trafne hasła.

Osobiście jestem w stanie popierać aborcję TYLKO, gdy ciąża zagraża życiu matki. Każdy inny przypadek to zwyczajna obojętność na morderstwo. Zdaję sobie sprawę, że często kobiety nie mają warunków na godne wychowanie dziecka lub są za młode. Ale nawet urodzenie i oddanie do adopcji jest bardziej racjonalnym rozwiązaniem. Kobietom, które  decydują się na ten krok wydaje się, że myślą o własnym dobrze. W porządku, ale chyba nie zdają sobie sprawy, jak to wpłynie na ich psychikę.

Oglądałam kiedyś fragment Rozmów w Toku na ten temat. Jednym z gości była kobieta, która twierdziła, że aborcja to była dobra decyzja, że nie żałuje i właściwie dobrze to zniosła. Jednak po dłuższej rozmowie, drążeniu sprawy, rozpłakała się. Przyznała, że to nieprawda, że nieustannie słyszy te skrobanie, płacze po nocach i jest rozchwiana emocjonalnie, choć minęły już ponad dwa lata. Mocny wpływ na kobiecą psychikę jest niezaprzeczalny. Wniosek jest prosty - ten okrutny zabieg przysparza tylko cierpienia,   zarówno fizycznego jak i psychicznego. 

Do czego się sprowadza cały ten wywód? Chyba do jedynego, co możemy zrobić - przypominania innym i uświadamiania ich o prawdziwym obliczu sprawy. Bo nie zwalczymy tego na skalę światową, nawet jednego kraju. Jak doskonale wiadomo, nawet jeśli coś jest zakazane, ludzie znajdą sposób by do tego dotrzeć.