wtorek, 29 grudnia 2009

AVATAR, czyli jak delikatnie powiedzieć ludzkości, że jest beznadziejna

Jako, że człowiek czasami musi odpocząć, błogosławmy ferie. Inaczej skończylibyśmy marnie, zapewne jako kłębki nerwów lub też pesymistyczne kłębki, a tak, można nabrać na powrót sił i entuzjazmu do dalszego życia oraz przy okazji nadrobić nowości kinowe.












W dzień, w którym matka natura sobie z nas zakpiła (wczoraj) i zesłała idealną zimową pogodę, udałam się z Coco na najnowszy film Jamesa Camerona, zapowiadany na wielki hit - AVATAR. I nie zawiodłam się.

Akcja rozgrywa się na planecie Pandora. Fauna i flora stworzone na potrzeby tego świata były zniewalające! Do tego w wersji 3D i Tosia odleciała. Oczywiście ludzie, ze swoją obrzydliwą chciwością, bezmyślnością i upodobaniem do niszczenia wszystkiego, co piękne i naturalne, musieli zjawić się na Pandorze i zmącić jej niesamowitą harmonię i czar swoimi brzydkimi maszynami i niszczycielskim sposobem bycia. Skłoniło mnie to do przemyśleń na temat tego, co ludzie już zdążyli zniweczyć na swojej planecie. Czy zorientujemy się, że jednak natura jest nam niezbędna do szczęścia, dopiero, gdy całkowicie jej zabraknie, czyste powietrze będzie tylko ckliwym wspomnieniem, a gdzie nie spojrzeć - metal i roboty? Ludzie wydają mi się tak zaślepieni swoimi osiągnięciami, że zapominają o tym, co najważniejsze. Marzą mi się nowoczesne, samowystarczalne miasta z ekologicznymi zasobami energii (http://styl-zycia.ekologia.pl/eko-technologie/Miasto-w-100-zasilane-sloncem,8862.html), żyjące w zgodzie ze środowiskiem. Ale czy to się w porę rozpowszechni? Albo czy kiedykolwiek? Po ostatnich lekcjach biologii dręczyło mnie, po co właściwie istnieją wirusy, one tylko niszczą i powodują cierpienie, nie robią nic dobrego. Ale po chwili zastanowienia... To trochę jak ludzie dla Ziemi. Jesteśmy tylko pasożytami wyniszczającymi własne źródło życia. Niestety ludzka mentalność nie nadaje się do recyklingu, ani nawet do wymiany...ale na pewno na złom. Fundacje pro-ekologiczne trąbią o świadomości konsumenta, ble ble ble. A rzeczywistość wygląda tak, że wiele produktów ma znaczek "ECO", jedynie po to, żeby zmanipulować klienta, zmylić go i sprawiać wrażenie dobrych i zaufanych. Tylko po co to wszystko? Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o jedno.

Bardzo zbulwersowała mnie ta kwestia. Przecież świat potrafi być taki piękny, czy nie warto o niego zawalczyć? To nie tak, że zaraz wyruszę pikietować przed rybnym o wolność dla szczupaków , rozdam cały swój dobytek na rzecz trędowatych, czy zamieszkam pod mostem na znak sprzeciwu wobec burżuazji i marnotrawstwa (swoją drogą, słyszeliście o freeganach? to ludzie, którzy świadomie wybierają życie na poziomie wyzbytym z luksusów, a nawet jakichkolwiek ułatwień, aby nie wiązało się z marnowaniem czegokolwiek, przez co jedzą jedzenie ze śmietników i noszą stare ubrania. doprawdy szczytna idea. ale lepiej uważać kogo wybieramy sobie za autorytet. w końcu wodę też trzeba oszczędzać...nie chciałabym znaleźć się nawet w pobliżu takiego "gorliwego zbawiciela świata"). Ale sądzę, że to sprawa najwyższej wagi. W końcu  chodzi o losy świata. I wbrew pozorom żaden Superman, ani tak popularny ostatnio w USA Ironman, nie pomoże. Bo w tym dziwnym, niekomiksowym świecie zwanym rzeczywistością, liczy się każdy człowiek i to czego może dokonać.

poniedziałek, 7 grudnia 2009

nengajo - japońskie kartki noworoczne

Zawsze miło jest dostać kartkę. Szczególnie na święta. Większość osób spędza je w rodzinnym gronie. A co z przyjaciółmi?! Oni nie są ważni? Kartka to mały, ale serdeczny znak, że się o kimś pamięta. Jednak w Polsce ten zwyczaj nie jest zbyt rozpowszechniony. Kojarzy się raczej z czymś sztucznym, nienaturalnym i zupełnie niepotrzebnym.

                                                           ...co innego w Japonii.


U nich, ta tradycja urosła na gigantyczną skalę (ok, komercja się kłania, ale to nadal miłe). Dodajmy, że te specjalne kartki maja odpowiednią tematykę - każdego roku związane są z symbolami zwierząt oznaczających kolejne lata. Wywiązuje się to z kalendarza chińskiego, który jest kalendarzem zodiakalnym, powtarzającym się cyklicznie co 12 lat. Według legendy, przed nadejściem nowego roku , Budda zaprosił do siebie wszystkie zwierzęta. Były jednak zbyt zajęte swoimi codziennymi zajęciami i tylko przedstawiciele dwanastu gatunków zjawili się na wezwanie. Były to w kolejności: Szczur, Bawół, Tygrys, Kot (zwany czasem Zającem lub Królikiem), Smok, Wąż, Koń, Koza, Małpa, Kogut, Pies, Dzik (lub Świnia). "W podzięce za przybycie Budda nadał każdemu z tych stworzeń po jednym roku kalendarzowym. Od tej pory każdy kolejny rok nosi imię jednego z tych zwierząt, jego godło i symbol, a ludzie, którzy w danym roku przychodzą na świat, zostają obdarzeni cechami charakteru i zachowania przypisanymi owemu zwierzęciu." ("Astrologia chińska")

Z racji tak bogatej mitologii i symboliki, ciekawie jest mieć taki drobiazg na własność. Udało mi się skontaktować przez postcrossing z pewną Japonką, która chętnie wymieniła się ze mną noworocznymi kartkami. Rok 2010 to rok Tygrysa, stąd to słodkie stworzonko na pocztówce (kawaii!). Podobno, przeciętny Japończyk wysyła każdego roku średnio 50 kartek! Poczta zatrudnia ok. 360 tys (!) noworocznych listonoszy (zwykle są to, chcący sobie dorobić, studenci), żeby wszystkie trafiły do adresatów na czas - noworoczny poranek. Z naszą pocztą polską byłoby to raczej awykonalne, więc może dobrze, że oszczędzamy sobie takiego małego szaleństwa.  :)

ps. Rok 1993 to rok Koguta, ludzie spod tego znaku są ruchliwi, pomysłowi, lojalni, przyjaźni i wierni, odważni, zapobiegliwi, pracowici, czasem lekko apodyktyczni i pedantyczni, lubią czytać i rozmawiać na wiele tematów...
                          ale to dużo bardziej skomplikowane.

poniedziałek, 30 listopada 2009

haiga


Dla niewtajemniczonych - haiga to połączenie krótkiego wiersza waka lub haiku z obrazem uzupełniającym treść. Wywodzi się oczywiście z kultury japońskiej. Odsyłam do obszernego artykułu dla zainteresowanych: http://www.japonia.org.pl/?q=pl/node/75

Wbrew pozorom, jest w Polsce więcej tworzących w tradycyjnym stylu poezji japońskiej, niż się zdaje. Powstała nawet mała polska antologia haiku! 

To zupełniej inny sposób wyrażania swoich myśli. Gdy już się zacznie dostrzegać świat przez tę poezję, wszystkie emocje przybierają piękniejszych kształtów.

Swoją drogą, to zabawne jak można wierzyć, że da się osiągnąć wszystko a jednocześnie zdawać sobie sprawę ze swojej nieistotności wobec świata. Jesteśmy tacy maleńcy. Jak to ktoś kiedyś ładnie powiedział, jesteśmy tu tylko gośćmi, na chwilę. Ale nadal w swej naiwności, patrząc nocą na zamglony księżyc, wierzymy, że świeci tylko dla nas.

środa, 25 listopada 2009

ni hao Yue-chan!

Stało się !!! Dostałam w końcu odpowiedź z postcrossingu na temat korespondowania. Z racji mojego specyficznego zainteresowania, kandydatów szukałam wśród populacji japońskiej i chińskiej  ^____^

Napisała do mnie dziewczyna o imieniu Hu Yue - jest studentką pekińskiej akademii teatralnej i pisze scenariusze kreskówek! To świetny pomysł,  żeby poznać kogoś z drugiego końca globu, którego życie codzienne i zainteresowania są tak odmienne od naszych! Do tego powiedziała, że może mi pomóc w chińskim! Mam nadzieję, że wszystko się rozkręci - uwielbiam tego typu sprawy.  :)

ming tian jian !

poniedziałek, 23 listopada 2009

Dla A.

Jaki jest sekret ludzi popularnych? Są pewni siebie.
Czy zauważył ktoś, że nie są to zawsze osoby bardziej od innych inteligentne, ani ciekawsze, ani bardziej kreatywne? Ale potrafią absorbować dużo uwagi, lubią być w centrum zainteresowania. Niestety osoby nie tak znane, często uznają to za wyznacznik wartości człowieka. A to zwykła głupota! Najważniejsze to lubić siebie i siebie wyrazić, wtedy wszystkie problemy zdadzą się nagle drobnostkami. A osoby, które to docenią same się znajdą. Trzeba tylko być sobą i czekać na reakcję. Bo może życzliwych i ciekawych ludzi jest więcej niż się spodziewamy, tylko trzeba ich dostrzec. Dlatego też nie wolno zamykać się w ramach jakiegoś myślenia, czy środowiska. Otwarty umysł to podstawa. Inaczej nie ma szans na zmianę na lepsze.

sobota, 21 listopada 2009

135 hoffurodziny




Z okazji 135 rocznicy IX LO, moja klasa, jak zwykle pomysłowa i zaangażowana, postanowiła wystylizować kilka uczennic na hoffmaniaczki jeszcze za czasów pensji! Było dużo zabawy, a wystawa bardzo efektowna. Dziękuję dziewczęta!

czwartek, 19 listopada 2009

kobiety

zagadki, zabawki, podpory, ramiona do wypłakania.

Różnie są odbierane. Ale jedno trzeba im przyznać. To, jaką pozycję osiągnęły - zawdzięczają tylko i wyłącznie sobie. Gdy myślę o tym, jak się żyło np. w starożytności, czy nawet renesansie, wyobrażam sobie życie z perspektywy mężczyzny. Bo inaczej nie byłoby za dużo do wyobrażania... Kobiety nie miały oficjalnie żadnego znaczenia! A jak dowiedziałam się, że Arystoteles uważał, że kobieta to nie człowiek, to już w ogóle oniemiałam.  Jak można być takim ignorantem?!

Jak to się stało, że kobiety teraz walczą o równouprawnienie i są całkiem blisko celu (choć nie wiem, czy ten cel kiedyś w pełni osiągną, ani nawet czy tego właśnie chcą)? Jak długą i ciężką drogę musiały przebyć, żeby teraz ktoś chciał ich wysłuchać i nie traktował jak kogoś gorszego (bo wbrew temu jak NIEKTÓRZY myślą, wcale nie mamy względnie mniejszych mózgów)?  Tego nie wie nikt. Bo na historii o tym nie wspominają. Historia to dzieje spisane ręką, tak na prawdę, bardzo subiektywną. Dodajmy, zwycięską. Bo to mieszanka, wielkiej polityki, krwi, rozwoju kultury i oszustwa.

Kobiety były gdzieś głęboko, wmieszane mimowolnie w ten męski świat, którzy sami mężczyźni chyba uważali za zbyt brutalny by dać w nim przewodnictwo "słabej płci". Ale jak widać ta zwyczajowa nazwa odnosi się tylko do fizyczności, bo bez siły i wytrwałości kobiety nie przebiłyby się, nie zawalczyłyby inteligencją, urokiem i sprytem o swoje własne zdanie i wolną wolę.

Tyle pokoleń starało się o coś, czym dopiero my możemy się cieszyć! Walczyły o coś, czego nie mogły zaznać, ale wiedziały, że to ważna rzecz.

Mimo wszystko, nie bez przyczyny powstało powiedzenie, że "światem rządzą mężczyźni, ale mężczyznami kobiety". Choć zapewne sporo osób chętnie by się ze mną na ten temat posprzeczało. ;)

Bo i tak prawdziwa władza nie leży ... we władzy.


♫ Teraz słucham :
Alicia Keys "Superwoman"  
http://www.youtube.com/watch?v=0rlY1aSFyJg
                                        
Alicia Keys "Woman's worth"
http://www.youtube.com/watch?v=V3Pl8hz8nsM

      czytam   :  Shan Sa  "Cesarzowa"

środa, 18 listopada 2009

chcieć a móc

Chciałabym być Japonką. Oni są tak zorganizowani! Może i przywiązani do tradycji, ale też otwarci na nowe możliwości, szybko rozwijający się, szaleni (choć czasem to zakrawa o lekkie dziwactwo...no bo jak można mieć jako fetysz majtki licealistki?! handel takimi cudeńkami całkiem nieźle się rozwija).
   Ale zaharować się na śmierć przez manię dania z siebie 200% i zawzięty udział w wyścigu szczurów, nie mieć szacunku (tamtejsze kobiety nie wywalczyły sobie tyle co Europejki - czyżby przeważyła pokorna natura? nie uwierzę) ani czasu dla siebie i bliskich w tym świecie ludzi zabieganych, gdzie rozkłady pociągów podawane są co do sekundy?
Nie. To nie dla mnie.

Albo chciałabym być Chinką. Rodem z VII wieku. Czasy cesarstwa, dynamicznie rozwijająca się kultura, nauka i architektura, czerpanie z dorobku tylu cesarzy, wielkich uczonych, artystów! Życie na dworze cesarskim musiało być cudowne. Otoczenie jak ze snu  - "pałac niebiańskiego smoka" to raj z jedwabiu, muślinu i laki, otoczony pięknymi ogrodami. Kto nie chciałby tam mieszkać?
   Ale być ograniczoną przez konwenanse, zasady dotyczące każdej, nawet najdrobniejszej, dziedziny życia? Chodzenia, spania (tu kwestia z kim), jedzenia, rozmawiania. Bezsensowne rytuały i niemal niewolnicze poddaństwo zachciankom jednostki, brak perspektyw na spełnienie marzeń, zaistnienie i rozwój według własnych upodobań. A wszystko w słodko-kwaśnym sosie dramatycznych intryg miłosnych i rywalizacji.
Nie. To nie dla mnie.

Może chciałabym być dziewczyną z Afryki? Żyć dziko, w plemieniu nad wielką rzeką, prawie nago zbierać owoce, polować, wędrować. Poczuć smak wolności. Całkowicie zanurzyć się w pierwotnych instynktach, poddać się czystej radości i naturze. Fajnie bym wyglądała z dzbankiem na głowie.
   Ale na stałe być oderwaną od cywilizacji i nie być świadomą ogromu świata i możliwości nauki? Albo wyjść za jakiegoś prostaka, który sypia z całą wioską (to w wielu plemionach naturalna sprawa, HIV w pełnym rozkwicie) i nie mieć szans na inteligentną rozmowę? Albo mieć 20 metalowych obręczy na szyi, długiej jak u żyrafy?
Nie. To nie dla mnie.

A co jeśli znajdujemy się w złotym środku? Tylko nie dostrzegamy tego, bo wszystko czego nie mamy wydaje się lepsze. A przecież możemy sami zadecydować o swoim losie. TO jest najwspanialszy złoty środek.

poniedziałek, 9 listopada 2009

jak w bajce

Ludzie często mówią, że chcą żeby ich życie było jak bajka, jak film. A w rzeczywistości jest to życzenie bardzo irracjonalne. I wcale nie ze względu na jego nierealność, wręcz przeciwnie! My już żyjemy jak w filmie! Tyle, że narzekają ci, którzy toczą zwykłą fabułę obyczajową. Marzą o wyniosłej komedii romantycznej albo dreszczyku emocji w serii przygodowej. A co mają powiedzieć ci, którzy żyją w horrorach? Oni nie mają nawet odwagi śnić. A tymczasem jakieś rozpieszczone dziecko cywilizacji i dobrobytu marzy o Księciu-z-bajki, albo skarbie piratów, a ten, kto ma z góry to, czego pragną inni, zwykle tego nie docenia. Wydaje się zabawne? Z innych perspektyw różnie widać.

Na szczęście każdy jest reżyserem własnego filmu (a czy scenariusz został już wcześniej napisany, to inna historia), więc jedyne co możemy zrobić to działać, działać, działać! W końcu trzeba sobie wyćwiczyć warsztat pracy, żeby w końcu być zadowolonym z efektu   :)

niedziela, 8 listopada 2009

sushi bar

Z okazji tymczasowego wyjazdy sierżanta z domu, postanowiliśmy sobie zaszaleć. Nasza ekstrawagancja, co prawda, ograniczyła się do kwestii obiadu, ale i tak było świetnie. Zamówiliśmy sobie sushi na trzy osoby z pobliskiego baru NIGIRI. Niestety mój braciszek okazał się nie być takim fanem tego, jak to ujął - ohydztwa w zielsku, które jedzą tylko prymitywni ludzie, bo żeby zjeść coś takiego na jeden gryz, to trzeba by mieć paszczę wieloryba - więc razem z tatą mieliśmy niezłą rozrywkę patrząc na jego miny, kiedy próbował po raz pierwszy sosu sojowego.

To zapewne jednak nie to samo, co pra-wdzi-we sushi. Jak rozmawiałam z moja znajomą Aiko, która na co dzień mieszka w Japonii (nie mogłam się powstrzymać, żeby jej nie wypytać o najróżniejsze rzeczy), powiedziała, że jak spróbuję oryginalnego sushi, to polskie już mi nie będzie smakowało. Dowiedziałam się też o dziwnym przesądzie, że kobiety nie mogą robić dobrego sushi, bo mają zbyt ciepłe dłonie (a istota tkwi w odpowiednio przygotowanym ryżu). Zasad dotyczących przygotowywania, jak i samego jedzenia jest oczywiście multum, gdyż Japończycy uwielbiają ze wszystkiego robić rytuał. Jako że rytuał to sam w sobie specyficzny sposób zachowania, niebywale łatwo jest popełnić błąd (co w oczach Japończyka jest rzeczą niewyobrażalną). Liczą się nawet najmniejsze drobiazgi! Najczęściej popełniane błędy to np. przebijanie jedzenia pałeczkami, używanie własnych pałeczek, zamiast tych służących do podawania jedzenia, by wziąć coś ze wspólnego naczynia, trzymanie pałeczek, gdy prosimy o dokładkę ryżu (uhhh, tragedia...!), zostawianie pałeczek po jedzeniu na misce, czy zlizywanie pałeczek.
Przy okazji odsyłam do zabawnego filmiku o tej trudnej sztuce  :)

Cały świat Japonii jest tak odmienny od naszego! Fascynujący, odległy, zadziwiający! Osobiście interesuje mnie wszystko co związane z tematyka Dalekiego Wschodu, od gejsz, przez mangę i literaturę, po jedzenie i modę. Rozpisywać się o tym można by aż nadto.

Ale pamiętajcie jedno - Japonia ma aż 4.000 wysp!

     Teraz słucham: "Memoirs of a Geisha"" soundtrack

sobota, 7 listopada 2009

"Szczęście to jedyna rzecz, która się mnoży, gdy się ją dzieli." Albert Schweitzer

Zaczynam się zastanawiać, czy moje kosmopolityczne podejście i w liceum nie zda egzaminu? Czy to ludzka natura, czy kwestia dojrzałości? Nie będę zaklepywać sobie koleżanek jak małe dziecko, które liże kanapkę ze wspólnego stołu, żeby nikt nie chciał mu jej zabrać. Każdy powinien najpierw być samowystarczalny i szczęśliwy sam ze sobą, żeby dopiero móc obdarzyć kogoś innego tym szczęściem, a nie odwrotnie - szukać w ludziach źródła swojego szczęścia. Bo wtedy to tylko pozorne i zależne szczęście. Powinniśmy przyciągać innych poprzez tę aurę tajemniczości, sympatii i ciepłego uśmiechu. Zbyt idealistyczne? Nie wszyscy kierują się jasnymi zasadami. Dlatego tak intryguje nas, co myślą o nas inni. Ale choć to wszystko to jedynie pogmatwana pajęczyna uczuć i zależności, w której łatwo się zaplątać (jak wiadomo, czym bardziej się szarpiesz , tym bardziej jesteś unieruchomiony), to ludzie i tak szukają bliskich kontaktów w społeczeństwie. Bo jest jeszcze jedno źródło szczęścia - uszczęśliwianie innych! Sama to ostatnio zauważyłam, to daje poczucie zrobienia czegoś, co ma znaczenie i sami jesteśmy usatysfakcjonowani - cóż za szlachetny sposób na poprawę humoru!

     Teraz słucham : Nouvelle Vague 3  
          (ulubiony utwór - Blister in the sun)

piątek, 6 listopada 2009

julie/julia project

Miałam rację! Ten film jest świetny - jego głównym tematem jest...jedzenie! Historia amerykanki, która odmieniła kulinarny świat i zafascynowanej nią dziewczyny z pisarskimi ambicjami, która także uwielbia gotować.Wszystko to wprawia w nastrój jakiejś błogości i optymizmu (Meryl kreuje takie postacie, których nie da się nie lubić!). Ścieżka dźwiękowa umiejętnie wprowadza nas w atmosferę Paryża lat 40 lub współczesne amerykańskie realia. Choć mój sprytny plan, zwerbowania całej klasy, nie wypalił, poszłam w towarzystwie dwóch koleżanek i bardzo mi się podobało. W czasie sensu w przytulnym kinie Femina, już po biletowej bitwie z roztrzepaną kasjerką, na prawdę robiłam się głodna patrzą na te wszystkie dania! Przy okazji wyszło na jaw (w czasie rozgorzałej dyskusji o gotowaniu pod wpływem filmu), że M. lubi sobie coś popichcić. Chyba jest rzeczą oczywistą, że powinna dzielić się swoim hobby! A my jesteśmy bardzo pomocne... i z ogromnym apetytem na rozmaite frykasy. W drodze powrotnej do domu zaczęłam obmyślać ambitne plany kulinarne na najbliższe "weekendowe eksperymenty" w mojej kuchni! Gotowanie jako sztuka to bardzo pożyteczne zajęcie (pomijamy tu tempo w jakim żyjemy i chroniczny brak czasu, sztuka wymaga poświęceń) i chętnie zorganizowałabym jakieś spotkanie przy garkach (co mogłoby zaowocować dużą ilością śmiechu i smakowitości :). Szkoda tylko, że brak mi możliwości technicznych. Może ktoś zgłosił by się na ochotnika na użyczenie swojej kuchni?

      Teraz słucham : "julie & julia" soundtrack
  

wtorek, 3 listopada 2009

ZERO

Wypad do kina to, jak dla mnie, świetna alternatywa dla szkolnych zajęć. I do tego, tym razem, w pełni legalna :) Szkoda tylko, że nikt mnie nie słuchał i w drodze głupiej demokracji byłam zmuszona pójść na "zero" - debiut polskiego reżysera Pawła Borowskiego, zamiast na wyczekiwany seans "Julie i Julia", z Meryl Streep!

Ale jeśli ten nowatorski styl miał nakierować polską sztukę filmową na nowe tory, to może to i dobrze (kolejne rozwlekłe historyjki na ten sam temat to by była już przesada). To na pewno styl ekscentryczny. Powstały w tej fabule miszmasz jest jednak zaletą. Pokazuje jak ludzkie życie ma wiele powiązań, przypadków, problemów, okrucieństwa i kontrowersji. Z tego ostatniego (bardzo dosadnie przedstawionego) chyba nie była zadowolona nasza wychowawczyni, szczególnie w scenach, gdy rozmawiając przez telefon, ekspedientka w sex-shopie skubie różowego penisa, czy jakiś agresywny facet bezceremonialnie przechadza się po studiu pornosów na tle gołych pośladków i perwersyjnej bielizny.

Historie tylu ludzi, a jednak przez te wszystkie koneksje, jakby jedna. Do tego intrygujące zakończenie nawiązujące do początku wywołuje śmiech zaskoczenia i ironii. Czy w takim razie życie ma jakiś schemat, którym nieświadomie podążamy? Czy ten symbol recyklingu na plakacie to w istocie współczesna wersja TAIJITU (symbolu dopełniania się yin i yang, nieskończoności)? Co zrobić, żeby uniknąć negatywnej rutyny i niezadowolenia? Na te pytania twórcy nie odpowiedzieli, z tak samo zaciętą premedytacją jak ucięli wszystkie wątki, pozostawiając widza z dziwnym niedosytem i poczuciem braku konkretnego końca. Ale właśnie tak jest w życiu, jeśli opowieść jednego człowieka się kończy - i tak wiąże się z milionem innych, które można opowiedzieć. I choć każda jest inna, wszystkie mówią o życiu, które nie jest idealne, a jednak ciekawe. Niestety także problemy, w które się wplątujemy lub zostajemy wplątani, nie zawsze są tak klarowne jak się wydaje z zewnątrz. Ich struktura wewnętrzna jest dużo bardziej pogmatwana, skomplikowana i bezsensowna, z uwagi na niemożność znalezienia prostego rozwiązania bez ponoszenia przykrych konsekwencji. Ta zasada odnosi się do wielu rzeczy. Takie jest życie. Ale ta cecha - dwuwarstwowości - pomaga czasem dostrzec rzeczy najważniejsze, ogólne, które pomagają znaleźć rozwiązanie. Dystansowanie to właśnie to - spojrzenie na wszystko z boku, na tę warstwę powierzchowną i nie przejmowanie się drobnostkami, które się na to składają.

Nasze historie też mogłyby się znaleźć w takim filmie. Ciekawe jak wiele zdumiewających rzeczy odkrylibyśmy o sobie na wzajem.

ps. Ostatecznie i tak postawiłam na swoim - w piątek idziemy na "Julie i Julia"   :D

sobota, 31 października 2009

pomieszanie z poplątaniem

Ludzkie relacje są takie skomplikowane! Najzabawniejsze jest to, że choć każdy jest inny, kłopoty i zgrzyty odbywają się nieustannie według tych samych schematów. Niektórzy naiwnie myślą, że pewne zachowania przechodzą z wiekiem, że może taka zazdrość lub egoizm nie przeważają, można je opanować gdy jest się mądrzejszym. Niestety tak nie jest. A jeśli ludzie uczą się całe życie, to i całe życie popełniają błędy.

Z takimi dziecinnymi nadziejami wtapiamy się w nowe środowisko, pragnąc gdzieś głęboko, by tu nie znaleźć problemów, i żeby te już zażyłe związki z ludźmi, którzy są znaczącym elementem naszej przeszłości, jeśli nadal będą pielęgnowane, pozostały już takie na zawsze, dobre i bliskie. Ale wszyscy się zmieniają, a pamięć lubi płatać nam figle - zachowywać jakiś mętny, zniekształcony obraz i wmawiać nam, że jest prawdziwy. Przez to, długa rozłąka może prowadzić do dziwnych sytuacji - obraz danej osoby jest niekompletny, jakby niezaktualizowany i przez to wydaje się nam ona obca. Czy to jednak dowód na to, że tak bliska nam niegdyś dusza, już nie jest taka sama? Może to tylko pozorne utrudnienia, na nowo trzeba rozszyfrowywać sygnały.
Często sami wysyłamy takie znaki, które są zupełnie rozbieżnie interpretowane z intencjami. To tak częste źródło konfliktów, a jednak jakby zupełnie niezbadane. I nie dość, że czasem trudno jest się dogadać z osobami, które dobrze znamy, do tego dochodzi kwestia poznawania nowych. A jak pisałam (i w praktyce uświadamiam to sobie świetnie ciągle od nowa), to długotrwały proces i w ogóle trudny do rozpoczęcia! ahh

Jedynym racjonalnym argumentem na niewytłumaczalność tego (jakże zawiłego!) zjawiska jest czysta złośliwość życia, które karze nam samym się z tym uporać. To w porządku, oddaje honor. Ale po licho tak dręczyć akurat biedną Tosię?! Te rozmyślania nie dają mi spokoju! A przechytrzyć się ich nie da - jakby to powiedzieć - znajdą mnie wszędzie... Człowiek jest swoim największym wrogiem -.-

czwartek, 29 października 2009

connecting people

Czemu ludzie zamiast cieszyć się tym co mają, tylko narzekają na to czego nie mają (lub kogo), czego nie zrobili lub gdzie nie byli? Takie pytanie wydaję się być aż nadto oczywiste, ale jakoś nikt nie chce na nie odpowiedzieć, a tym bardziej cokolwiek zmienić! To doprowadza tylko do powolnej autodestrukcji! Chyba już taka natura... Ale przecież powinniśmy ewoluować, a nie dążyć do zagłady. Albo zamiast narzekać, zużyć tę energię jakoś produktywnie. Co wcale nie jest takie proste. Na przykład jeśli naszym brakującym elementem jest osoba lub ogólnie nowe znajomości, powinniśmy zebrać się na odwagę i sprowokować sytuację (przypadkowi czasem trzeba pomagać ;). W końcu brak sprzyjających warunków może zniweczyć szanse na potencjalną przyjaźń (bo przecież ciągnie nas do ludzi, którzy sprawiają wrażenie dla nas odpowiednich i ciekawych). A udzielanie się w różnego rodzaju przedsięwzięciach pomaga nawiązać wartościowe kontakty (z tego miejsca pozdrowienia dla sekcji muzycznej :D). Jest tyle ludzi, a nasz towarzyski światek jest ograniczony przez jakieś idiotyczne społeczne podziały! 



  • wyjaśnienie dla Igora, żeby zrozumiał :
chodzi mi o to, żeby zamiast narzekać, że coś jest niemożliwe - udowodnić sobie, że to nie prawda! W końcu jak powiedział, Albert Einstein - Wszyscy wiedzą, że czegoś nie da się zrobić, i przychodzi taki jeden, który nie wie, że się nie da, i on właśnie to robi. No i jeszcze to, że świetnie jest poznawać nowych ludzi, a za mało jest okazji to nawiązania bliższej znajomości z osobami, z którymi nie widzimy się na co dzień.



Teraz słucham: "Creme de la Creme: THE ESSENCE OF PARIS NIGHTLIFE"  

wtorek, 27 października 2009

postcrossing mania!


Zawsze marzyłam o podróżach i kontaktach z ludźmi z innych krajów. To takie fascynujące! Różnice kulturowe, życie codzienne - o tym wszystkich chciałabym porozmawiać! Trzeba tylko znaleźć tych potencjalnych rozmówców. A i namiastkę podróżowania można sobie sprawić :)

http://www.postcrossing.com/

i mój profil: http://www.postcrossing.com/user/antinelle

TAK! Dostawanie pocztówek to coś, co chyba każdemu sprawia przyjemność. A jeśli każda dodatkowo ma swoją własną historię, tym większa radość! Ale przez to, że się wciągnęłam w tą pocztówkową wymianę nie zwalnia moich znajomych z wysyłania mi czegoś od siebie!  :D w sumie dostałam już 7 kartek : z USA (2), Portugalii, Francji (2), Ukrainy i Tajwanu. A to wszystko przez pewną maniaczkę Alaski, która mi o tym opowiedziała... ;)

Dziś dostałam jedną z Tajwanu i jedną ze stanu Wisconsin USA. Wreszcie ktoś się postarał i napisał mi coś ciekawego. A już się bałam, że tylko ja się tak angażuję... Studentka Li-Chun napisałam mi kilka rzeczy po chińsku! Możecie się tylko domyślać w jaką euforię wpadłam, hehe. To genialny sposób na zapoczątkowanie  znajomości - napisałam jej wiadomość, czy chciałaby ze mną pisać. Kiedyś korespondowałam z dziewczynami z Irlandii - Michelle i Frances, a od jakiegoś czasu z Lior z Izraela. Czuję, że dzięki takim znajomościom otwieram się bardziej na świat (te wszystkie odległe kraje stają się nagle bardziej rzeczywiste i jakby na wyciągniecie ręki) i rozwijam się. Moje pierwsze doświadczenia były jeszcze w podstawówce, za (tych odległych!) czasów pisania listów drogą tradycyjną. I tęsknie za tą formą. Choć e-maile to przydatna sprawa, nie oddają tej atmosfery i realności. Od Michelle i Frances dostawałam, oprócz ręcznie wypisanych listów, rysunki i różne drobiazgi. To sprawia wrażenie jakiejś paczki z innego świata! Tak trudno sobie wyobrazić życie w zupełnie innych realiach.

W przypływie kolejnej fali ekscytacji i determinacji do prowokowania czegoś ciekawego, przeszukałam różnych użytkowników z Japonii i wybrałam sobie dziewczynę mniej więcej w moim wieku:

hi Asuka,

My name is Antonina and I'm looking for a penfriend from Far East. You seems to
be nice and interesting, so if you'd like to reply me I'll be very happy. :)

kisses



Czy to dziwne zachowanie? Ja sądzę, że trzeba mieć odwagę robić to, co się chce. A przynajmniej próbować. W końcu "kto nie ryzykuje, traci życie". A ja uwielbiam takie sprawy! 


poniedziałek, 26 października 2009

"It hurts me when I'm close to you"

Spotkałam na peronie mężczyznę, który pachniał dokładnie jak Pan X. To kolejny niepodważalny dowód na siłę zapachów. Myślałam, ze oszaleję jeśli nie zatopię się w tej cudownej ciepłej woni (co też pokazuje jak wariowałam w pobliżu Pana X.) ! Gdy tylko do mnie dotarła, nie mogłam się już powstrzymać, żeby jak gdyby nigdy nic, niepostrzeżenie,nie podreptywać w kierunku źródła.

Jak można osiągnąć kiedykolwiek stan platonicznej miłości skoro jesteśmy niewolnikami własnych ciał? Ta platoniczna idea jest rzeczywiście trudna do osiągnięcia! Ciężko jest widzieć ludzi takich jacy są, a nie tą pozorną, wabiącą lub odstraszającą, powłokę. To jak rentgen duszy. Czemu wszyscy ludzi nie mogą być piękni? Wtedy ludzie lubiliby się tylko ze względu na charakter, bo wszyscy byliby pociągający. Ale złośliwa natura, która uważa, że robi sprawiedliwie, dąży do przeciętności. A te nieliczne błędy, które jej się zdarzają przy tej genowej loterii są opiewane jako bóstwa. Co z kolei często zmienia osobowość osoby ubóstwianej. To współczesny materialistyczny kult jednostki, doprowadzający (zgodnie z odwrotną proporcją) do niematerialistycznej katastrofy zwykłych dzieci humorów natury - poczucia bycia gorszym i niewartym zainteresowania.

Czy ktoś też zauważył, że we śnie widzimy się takich, jakie mamy o sobie wyobrażenie? Czyli ucieleśnienie osobowości! Może dlatego w niebie (w jakiej postaci by nie istniało) jest się szczęśliwym: wszyscy już (w pełnym bytowym tego słowa znaczeniu) sobą.

Jednak puki co, uwiązani do świata zmysłów i pogodzeni z tym, musimy nauczyć się wykorzystywać to, co nam dane, aby pokazać kim jesteśmy i zwabić (powiedzmy sobie szczerze - to jest odpowiednie słowo) ludzi nam przychylnych i nadających na tych samych falach.

sobota, 24 października 2009

rozmawiać każdy może, czasem lepiej...

Dlaczego ludzie nie uczą się już retoryki?  Ci nieliczni, który się na tym znają , dziś są nazywani manipulantami. I pracują w biznesie (a może to reszta społeczeństwa jest tak ograniczona, że łatwo daje się zmanipulować?). A przecież używanie tej przeciekawej sztuki konwersacji na pewno podkoloryzowałoby nasze życie! Ludzie, którzy nie umieją dyskutować są jak dzieci, które jeszcze nie nauczyły się mówić. Wbrew pozorom to nie takie proste.

Brakuje ludzi nowoczesnych na tyle, by mieli odwagę sięgnąć po to, co przez innych zapomniane lub uważane za przestarzałe i głupie. Ale właśnie Ci ludzie chcą się rozwijać i będą mądrzejsi.

piątek, 23 października 2009

bo szkoła przeszkadza się uczyć

Ciekawi mnie co wymyśliliby ludzie, gdyby system edukacyjny rozwinął się w zupełnie innym kierunku. Obecna sytuacja jest dla nas oczywista, ale gdyby pozbyć się tych ram, może dałoby się dostrzec dużo bardziej pozytywną drogę nauki?

 Liceum jest stresujące. Nawał materiału, który teoretycznie, powinniśmy opanować, w jakimś mitycznym czasie (raczej nie rzeczywistym, bo niby skąd mam go wziąć??) przytłacza. Coś, co wydawało się kiedyś mglistą przyszłością, która zapewne tylko pozornie jest straszna, właśnie nadeszła i trzeba sobie z tym jakoś dać radę. Bo alternatywy poddania się, nie biorę pod uwagę.

czwartek, 22 października 2009

tik - tak tik - tak

Za mniej więcej dwa miesiące minie 1/6 mojej kariery licealnej.
To straszne!
Nie chcę zaraz obejrzeć się za siebie i stwierdzić, że (teoretycznie) najlepsze chwile mojego życia minęły niewyobrażalnie szybko, a ja nie wykorzystałam tego czasu najlepiej jak mogłam. To taka moja mała obsesja...  Dopiero zaczęłam się przystosowywać do nowego środowiska! Życie pędzi coraz szybciej, a wiadomo, że przy takiej szybkości w pewnym momencie traci się kontrolę. A to zwiększa ryzyko kraksy...

Jeśli doceniamy coś dopiero gdy to stracimy, być może świadomość takiej kolei rzeczy pozwoli spojrzeć na teraźniejszość z dystansu? Może postawienie się w sytuacji kogoś innego sprawi, że zobaczymy swoje życie bardziej obiektywnie i uświadomimy sobie do czego dążymy lub chcemy dążyć? W szerszej perspektywie łatwiej ocenić czy jesteśmy szczęśliwi lub czego nam brakuje. W końcu  nie bez przyczyny stwierdzono, że prawdę o sobie możemy zobaczyć tylko w oczach innych ludzi.

Takim sposobem nawet empatia została sprowadzona do formy czysto egoistycznej :)

wtorek, 20 października 2009

pytania

Zaczyna mi się zacierać poczucie dobra i zła.
...przynajmniej w pewnych kwestiach. I jest to raczej niepokojące. Czy poszerzanie horyzontów na pewno zawsze jest dobre? Może o pewnych rzeczach wolelibyśmy nie wiedzieć? To rozsądek, czy ograniczanie się? Niewiedza bywa błogosławieństwem. Ale gdy już jest za późno, nie można zapomnieć, a pewne kwestie i pytania potrafią dręczyć bardzo długo. Ludzka pamięć jest, do prawdy, złośliwa - najlepsza wtedy, gdy chcemy coś z niej wymazać.

czwartek, 15 października 2009

pachnidło

Choć pogoda postanowiła zrobić nam wczoraj małą niespodziankę, przemoczyć do suchej nitki i zniweczyć wyczekiwaną grę miejską, nie ma takiej sytuacji, w której ciekawa lektura i dobry film oglądany z przyjaciółką przy „kawie tylko w jednym stylu” nie poprawiłby mi humoru. Którego z resztą, o dziwo, mi akurat nie brakowało. Chyba to oszustwo zimy pobudziło mój organizm do wypuszczenia zmagazynowanych gdzieś zapasów endorfiny. Tak na przekór światu, który z tego błogiego stanu próbował wyprowadzić mnie za wszelką cenę (czy to zsyłając na mnie przygłupiego kanara zaprogramowanego tylko na „poproszę dokument ze zdjęciem!”, czy zacinając mi śniegiem prosto w twarz).

Ale nie dałam się i już koło 13h dotarłam (po trudach przedarcia się przez zaspy śniegu i kałuże jego pozostałości) w całkowicie mokrych skarpetkach, ale szczęśliwie, do K.

Obejrzałyśmy „Pachnidło”. Po czytaniu książki, zupełnie inaczej wyobrażałam sobie głównego bohatera, ale film zrobił na mnie duże wrażenie. Szczególnie z uwagi na scenografię i muzykę. To zadziwiające jak współczesna kinematografia potrafi oddać klimat dawnych czasów! (I przekonać mnie, że nie chciałabym mieszkać w niebotycznie śmierdzącym Paryżu XVIII wieku)

Wnioski wysunęłam dwa.

1)      Grenouille, żył w pełnej pogardzie i nienawiści do ludzi, a jak na ironię, to właśnie oni byli źródłem tego, czego zabrakło w jego życiu, któremu tak desperacko próbował nadać sens. Potrzebował miłości, choć nie zdawał sobie z tego sprawy. Chyba każdy jej potrzebuje. Jak bardzo by się nie wypierał tego, że druga osoba jest mu niezbędna do szczęścia. To jedna z potrzeb bezwarunkowych. Jak jedzenie, czy oddychanie (nie wspomnieli o tym w mojej „biologii” Villee’go…). Może to brzmi oklepanie, ale wszystko wskazuje na to, że to ona nadaje znaczenie naszej, nic nieznaczącej wobec świata, egzystencji. A jak znaleźć taką osobę, która sprawi, że będziemy szczęśliwi? Może da się ją wywęszyć?

2)      zapach dziewicy wywołuje potrzebę miłości (choć ja bym preferowała żywą, a nie olejek..ale to już  kwestia jakiegoś olfaktorycznego spaczenia głównej postaci)

W ogóle zapachy mają dużo większy wpływ na nasze życie niż zdajemy sobie z tego sprawę. Ich oddziaływanie na nasze zachowanie i wybory jest uwarunkowany gdzieś głęboko w naszej podświadomości i dzikich instynktach. Nawet podobają nam się ludzie ze względu na zapach! Nie bez przyczyny powstało powiedzenie, że między kimś jest chemia. Żadne tam iskrzenie. Nad tym się nie panuje. Każdy pachnie sobą, niepowtarzalnie, czymś, czego nie da się opisać.

Według niektórych, da się oszukać zmysły i przyciągać innych. Narzędzie tej konfabulacji? PERFUMY. Podobno faceci perfumują się dla płci pięknej, która dla odmiany woli zapachy pasujące przede wszystkich im, nie bacząc na gusta panów. Zabawne.
Moje ulubione zapachy to:

Yves Rocher                  - pur desir de lilas
Guerlain Paris               - aqua allegoria mandarina-basilic
Nina Ricci                      - ricci ricci; nina
Ester Lauder                 - pleasures
Mochino                         - I love love
Lolita Lempicka           - L de Lolita Lempicka
Coco Chanel                  - Mademoiselle
Masaki Matsushima   - Masaki

dnia pachnącego wiosną,
życzy Antonina

czwartek, 8 października 2009

sztandarowi cześć!

Dziś zostałam pełnoprawnym hoffmaniakiem ... i jestem z tego dumna    :D

środa, 7 października 2009

zabawy niegrzecznych dziewczynek

Zachowania ludzi to bardzo ciekawy temat obserwacji. Jednak czasem niebywale irytujący... Człowiek ma wiele twarzy, ale nigdy nie możesz stwierdzić, która to ta pierwotna, podstawowa. Na świecie jest dużo więcej świetnych aktorów niż się wydaje. Czasem ktoś sprawia wrażenie ciekawego, sympatycznego i otwartego. I może rzeczywiście taki być. Jednak podskórnie, niektórzy wykorzystują tę swoją miłą powierzchowność i zachowanie w celach niekoniecznie ciekawych i sympatycznych. Oczywiście jest to założenie w pewnym stopniu pesymistyczne. Ale jakby powiedziała Moja Droga Przyjaciółka - to nie jest pesymistyczne patrzenie tylko realistyczne. Wynika z tego, że jest duże prawdopodobieństwo natknięcia się (zwykle nieświadomie, aż do momentu problematycznego) na taką osobę z intencjami, które mogą nas urazić lub zranić.

Wybierzmy sobie taką przykładową postać. Dziewczyna, powszechnie lubiana, obiekt wielu westchnień...z czego znakomicie zdaje sobie sprawę. Owszem, jest dla wszystkich miła, ale z premedytacją wykorzystuje słodkie oczka do osiągnięcia własnych celów. Co w tym złego? Nic, w końcu trzeba umieć korzystać z własnych zalet. Dopóki ktoś nie ucierpi na takim bajerowaniu. Problem w tym, że czym osoba intensywniej zdaje sobie sprawę jaką władzę może uzyskać psychicznie nad innymi, zaczyna traktować ich przedmiotowo. Tak samo nasza księżniczka, choć ma buźkę aniołka, jest niegrzeczną dziewczynką. Bawi się chłopakami, bo może mieć każdego (tak przynajmniej sama twierdzi, choćby nigdy bezpośrednio o tym nie pomyślała). Czy takie zachowanie jest sprawiedliwe? Niekoniecznie. Nikt nie lubi być traktowany jak zabawka. Osobiście, gdy widzę takiego osobnika, mam ochotę strącić go z tego piedestału chwały i samouwielbienia! A w tej grze wszystkie chwyty są dozwolone...

szukam gentlemena

Nadszedł czas, gdy drobna część mojej feministycznej frustracji znalazła ujście. W końcu wszystko ma swoje granice i pewnych zachowań nie można tolerować! Świat został sfeminizowany w złym tego słowa znaczeniu. Przecież to zagadnienie nie powinno odnosić się do kobiet wyglądających jak kulturystki, które na przekór facetom nie golą nóg, tylko takich, które znają swoją wartość i walczą o należne prawa! W tym także szacunek, a osobiście uważam, że zwykłe ustąpienie miejsca w pociągu, czy autobusie jest po prostu oznaką dobrego wychowania. Tacy mężczyźni już prawie wymarli. Zmieniła się mentalność. Chłopakom nawet taka szlachetna myśl do głowy nie przyjdzie!

No i miarka się przebrała. Dziś w pociągu jakiś licealista z bożej łaski rozsiadł się elegancko, podczas gdy tuż przed jego nosem stała kobieta. Starałam się powstrzymać, ale rezultat był taki,że szturchnęłam go parasolką ze słowami: kolego, czy nie budzi się w Tobie nawet cień gentlemena? Kobieta przed Tobą stoi. Odzew był niemal zerowy. Rozumiem, że kobietom niezręcznie czasem walczyć o siebie, ale jak już ktoś rycersko staje w ich obronie (w tej roli ja)  to już wypadałoby nie udawać twardzielki obojętnej na względy!

Może i padło na jednego (tylko pozornie!) niewinnego chłopczyka, ale moja ręka sprawiedliwości wszystkich niestety nie dosięgnie. No, chyba, że wstąpię do organizacji feministycznej i zacznę aktywnie działać w tym podupadającym moralnie społeczeństwie.

Panowie, bycie wrażliwym i czułym, na prawdę da się połączyć z męskością! I nie chodzi tu o jakieś wielkie gesty. Ale nic nie bierze się samo z siebie...

wtorek, 6 października 2009

przekleństwo komunikatorów

Czy ktoś oprócz mnie ubolewa nad ciążącym nad nami cywilizacyjnym widmem banalizującym kontakty międzyludzkie ?


Zgoda, przyznam, telefony komórkowe, gg i skype są doprawdy przydatne w kwestiach organizacyjnych. Ale niektórzy zastępują nimi relacje tête a tête, a to już jest spaczenie społeczne


minusy są następujące :
  1. ograniczamy nasze wypowiedzi do monosylab lub w lepszym wypadku generalnie zubożamy nasze słownictwo
  2.  zanika umiejętność swobodnej rozmowy na żywo  
  3. może wyniknąć mnóstwo bezsensownych nieporozumień 

Może wydaje się to być wyolbrzymieniem, ale konsekwencje mogą być w przyszłości fatalne!! Choć oczywiście wszystko w rękach ludzi - jak będą z tego korzystać. Niestety ogrom nie zdaje sobie w ogóle sprawy w jakim procesie bierze udział...


Zawsze są dwie strony medalu. Moja znajoma poznała swojego obecnego męża przez internet! Niedługo to będzie zupełnie naturalna kolej rzeczy, jak stwierdziła moja ciocia na pół etatu.


Bo wszystko jest dla ludzi... mądrych !

Yeti i jego złote myśli

Spotkałam dziś Yeti. Choć to nie sezon zimowy.
Odbyliśmy, prawie już tradycyjną, dyskusję u chińczyka (próbując urozmaicić sobie życie zamówiłam zupę chińską, ale myślałam że zionę zaraz żywym ogniem, więc chyba powrócę do stałego zestawu - zupy krewetkowej. chyba mnie tam panowie polubią). Tym razem, wracając do bogatych doświadczeń towarzyskich naszego krótkiego życia, rozmawialiśmy o różnych postawach ludzi. O bezsilności względem zachowania i myślenia innych. I o zaufaniu. Także tym, które raz zawiedzione, trudno odbudować. Niektórym nawet, po zdradzie, ciężko zaufać komukolwiek.

Ludzie dzielą się na dwie grupy, tych co z góry obdarzają ludzi zaufaniem, które później dopiero tracą, i tych, na których zaufanie musimy się sporo napracować.

Nigdy nie można do końca otworzyć się przed innym człowiekiem. (Z resztą odkrywanie drugiej osoby po trochu jest elementem tej zagadki jaką są związki ludzi.) Nie wiemy jak potoczą się wspólne losy, a brutalna prawda jest taka, że ludzie, w chwili złości, wykorzystują to, że znają najsłabsze punkty drugiej strony i celnie w nie trafiają.

Na pewno bardziej lubimy tych, którzy nie trzymają nas na dystans i przez to dużo łatwiej ich poznać. Ale nieprawdą jest, że tylko faceci mają instynkt zdobywcy. Ma go każdy z nas, tylko objawia się w innych sytuacjach. Miarą tego, jak ciekawe jest nasze życie, jest m.in. to, jak ciekawe relacje z innymi potrafimy tworzyć. A czym bliższa i bardziej zaufana osoba, tym większa nasza satysfakcja, że udało nam się taką więź nawiązać! Żeby w ogóle to osiągnąć, trzeba przywiązać to tego dużo uwagi. Dlatego Ci, którzy łatwo się poddają ...może nie są warci poświęconego czasu? Nie można pochopnie oceniać ludzi, bo mogą się okazać zupełnie inni i bardziej wartościowi niż nam się początkowo zdawało (lub odwrotnie). Z kolei Ci najpopularniejsi (na szczęście nie wszyscy) często kierują się ideą, że liczy się ilość a nie jakość.

Reasumując :  Dużo bardziej wartościowa jest znajomość, o którą musimy zadbać!


Niestety napotykamy na kolejny mur, który albo można obejść albo przeskoczyć, ale w obu przypadkach istnieje duże ryzyko, że przy okazji napotkamy na kolejną przeszkodę (skacząc, możemy nadziać się na coś po drugiej stronie, idąc dookoła możemy zgubić cel). Bo to brzmi jak jakaś baśń.. Dbać o przyjaźń. Sęk w tym, że ludzie uwielbiają wszystko szufladkować. Tak więc, dla jednego to jest koleżeństwo, dla drugiego przyjaźń, a dla trzeciego to już w ogóle miłość. I zostajemy poddawani takiej segregacji, czy tego chcemy czy nie. Ten mur spotykamy wtedy, gdy intencje nie idą w tym samym kierunku.
                                                      No i baśń przeradza się w waśń.

Szczególnie gdy relacja dotyczy przeciwnych płci. Z taką sytuacją spotkał się prawie każdy. Wie wtedy, że "rozmowy o uczuciach" są iście przereklamowane, bo niebywale trudne i komplikujące. Co nie oznacza,że nie są niezbędne! W trudnej sytuacji, są tylko mniejszym złem. Racjonalnym wyjściem z sytuacji. Choć takie działania, wcale nie zawsze kończą się racjonalnie...

poniedziałek, 5 października 2009

trochę dystansu !

Co to jest stres?

Definiowany w psychologii jako dynamiczna relacja adaptacyjna pomiędzy możliwościami jednostki a wymogami sytuacji (stresorem), charakteryzująca się brakiem równowagi.


Całkiem trafne. Ale według mnie stres to po prostu strach przed niedostosowaniem się do systemu. Taka jest prawda - żyjemy w systemie. Można nawet powiedzieć, że jesteśmy jego niewolnikami. 


Stresujemy się, że nie odrobimy pracy domowej, albo nie wyrobimy się z jakimś terminem w pracy, że zabraknie pieniędzy, że nie dostaniemy się na wymarzone studia lub stanowisko, że ukochana osoba nas zostawi, albo, że taka w ogóle się nie znajdzie. 


Żyjemy ograniczeni w tej idiotycznej klatce z zasad, które ludzie sami sobie narzucili. Niby żyjemy w wolnym kraju, ale do prawdziwej wolności nam daleko. Zaczynam rozumieć osoby, które mając dość cywilizacyjnych paradoksów i niemożności bycia szczęśliwym, uciekają na odludzia, dzikie ostępy, albo po prostu do małych wiosek gdzieś w Afryce, czy angielskich miasteczek, "gdzie wiek dziewiętnasty wciąż nie wie, że jest już historią".


Bo gdy popatrzeć nagle z dystansu na całe nasze życie i troski, to wszystko wydaje się być śmieszne! Szczęście i spokój mogą kryć się zupełnie gdzie indziej niż tam gdzie ich szukamy, podążając za schematami.

niedziela, 4 października 2009

smutny los śmiertelnika

Śmiertelnika tu żadnego zwać szczęśliwym nie należy,
Aż bez cierpień i bez klęski końców życia nie przebieży.

                                             "Król Edyp" Sofokles

ciemna strona

Czemu ludzie potrafią być tacy zawistni?
Czasem zanim zdążysz zareagować i zorientować się co właściwie się dzieje, twój przyjaciel wbija Ci nóż w plecy. No, może czasem to tylko zadrapanie, ale i tak boli.
                                             ...   To nadszarpnięte zaufanie.

Drobne rzeczy potrafią wiele zmienić. Wpływają na to jak odbieramy daną sytuację, czy osobę. Nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy. Bywa też tak, że, nawet tego nie dostrzegając, ranimy inne osoby takimi drobnostkami. Ale ta niewiedza nie usprawiedliwia. Wręcz przeciwnie, pokazuje, że jesteśmy ignorantami.

Takich sytuacji przewija się mnóstwo w naszym codziennym życiu, ale przyćmiewają je sprawy bardziej szokujące i trudne. Choć tak naprawdę jednostką podstawową są te drobiazgi. Jeśli je zlekceważymy, nigdy nie dotrzemy do podstaw problemu.

To ta ciemna strona podświadomości. Podszeptuje nam złośliwe zagrania i słuchamy się jej, bo niby nie są oczywiste nasze pobudki. Albo wstydzimy się ich i próbujemy zatuszować. Ale to już inna cecha. Działanie z premedytacją. Zwykle dotyczy ludzi mądrych, bo wiedzą co robią. Ale pytanie czy gorzej być głupcem postępującym głupio, czy mądrym, zdającym sobie sprawę, że postępuje głupio? Sami na to odpowiedzcie.

Niektórzy specjalnie wybierają ignorancję. Usprawiedliwiają się sami przed sobą. Ale to wywołuje rozterki, wyrzuty sumienia. A to często prowadzi do nienawiści. Nie ma łatwiejszego i bardziej tchórzliwego zachowania, gdy nie radzimy sobie z takimi uczuciami, jak znienawidzenie ich źródła. Gdy źródłem trudnych uczuć są ludzie, dzieje się tak samo. Z tego wynikają poważne nieporozumienia. Ale przecież rozmawiać o prawdziwych uczuciach też trudno, więc zawsze można założyć maskę twardziela.

                                                     Ale problem nie zniknie.

piątek, 2 października 2009

wierzysz w przeznacznie ?

Większość ludzi dawno przestała wierzyć w przeznaczenie, czy jakiekolwiek ciążące nad nami fatum. Nazwijmy więc to "przypadkiem" . Bo tak naprawdę, jakbyśmy nie chcieli temu zaprzeczyć, nie mamy wpływu na wszystko co nam się przytrafia. Możemy tylko jak najlepiej wykorzystać dane nam sytuacje... czasem je prowokować. Ale nigdy nie jesteśmy w stanie przewidzieć w jakich znajdziemy się okolicznościach. To sprawia, że nie mamy kontroli, ale przez to też życie jest ciekawsze. Trochę strachu przed niepewnym, nikomu nie zaszkodzi. W końcu uczucia strachu i ekscytacji powstają w tej samej części mózgu!

Pytanie tylko jak zaplanować sobie życie skoro nic nie jest pewne? Ha! Ryzyko wynosi 50% - 50%. Ale "kto nie ryzykuje, traci życie". Choć jeśli ktoś wierzy w przeznaczenie lub po prostu jest optymistą - może wierzyć, że nawet najgorsze rzeczy, które nam się przytrafiają mają na celu gdzieś nas doprowadzić i czegoś nauczyć. Na to, że znalazłam się teraz w tym miejscu w swoim życiu, miało wpływ tyle czynników! Tyle drobiazgów! I jestem zadowolona. Ja, tylko jakieś trzy lata młodsza, nie była  w stanie sobie wyobrazić gdzie znajdzie się w przyszłości i jak się zmieni (z resztą nigdy by nie zgadła). Więc gdzie będę za kolejne trzy lata? Tego nikt nie wie. No, chyba że przypadek wcale nie jest przypadkowy.

Tak naprawdę nie mamy wpływu na wszystko co nam się przytrafia. Pozostaje jedynie czekać i jak najlepiej wykorzystywać dane nam sytuacje. Nigdy nie wiadomo jaki będą miały wpływ na nasze życie...

czwartek, 1 października 2009

okres chrupiących liści

Według mojego kalendarza zaczął się właśnie okres chrupiących liści. Ale czy to dobrze, czy źle?
Na pewno źle, bo to oznacza nadejście (niestety nie zawsze złotej) zimnej polskiej jesieni. Ale z drugiej strony... Może niesłusznie to wiośnie przypisuje się etykietkę "pory miłości". W końcu to na jesień każdy pragnie by ktoś go ogrzał.

Paranoidalnie zaczęłam dostrzegać wszędzie symptomy i symbole miłości. Czy to "gołąbeczki", na obiad w szkolnej stołówce, czy muśnięcie dłoni niby obojętnych sobie znajomych. Bo być kobietą niezależną to raz, a być towarzyską, to dwa.

wtorek, 29 września 2009

chemia XXI wieku, czyli jak zrobić amazoński krem do rąk

Zastanawialiście się kiedyś nad tym jak się produkuje kosmetyki i czy one w ogóle działają ? Czy nie wspominałam, że nie ma rzeczy niemożliwych ? Chcieć, znaczy móc! Dowiedziałam się jak się robi amazoński krem do rąk. Ba ! Sama jeden zrobiłam ! Oczywiście z pomocą hoff-ekipy i pod nadzorem Pani z instytutu, co oczywiście nie umniejsza naszych zasług  ;)

W ostatni weekend, jeszcze podczas Festiwalu Nauki, udaliśmy się całą grupą głodnych wiedzy do Warszawskiej Akademii Medycznej. Co tam spotkaliśmy? Mnóstwo ludzi! A miejsca były ograniczone, więc prędko zaczęliśmy zapisywać się na wykłady.

Na pierwszy ognień poszedł Wirtualny świat farmacji. I mimo, że wszyscy jednogłośnie stwierdzili, że nie pójdą na farmację, ogólnie było ciekawie.. Oczywiście jako poszerzanie horyzontów, bo wykładowczyni operowała takimi pojęciami, że wszyscy słuchacze (nie przekraczający 23 lat) mięli tęgie miny udając uparcie, że wszystko rozumieją, a pojawiające się na ekranie struktury białkowe nie robią na nich najmniejszego wrażenia.

Ja natomiast doszłam do wniosku, że ludzie są jak chemia. Jedni są jak atomy wodoru, czy sodu - są szczęśliwi, gdy dają. Inni są jak taki fluor - tylko by ciągnęli do siebie! Między atomami mogą występować korzystne wiązania kowalencyjne - dobry układ, nikt nie traci, wszyscy zyskują. Stosunek pół na pół i związek jest trwały i silny. Ale inne tworzą związki tylko po to by wykorzystać, zabrać z premedytacją z trudem utrzymywanego elektrona i zostawić samotnego kationa, niczym zbitego psa. Tworzą się z nich także całe grupy, gdy są razem zmieniają właściwości. Niektóre są też promieniotwórcze, silnie wpływają na otoczenie, czasem korzystnie, czasem wręcz toksycznie. Ale jakie by nie były, czy to nieśmiały niemetal, czy szlachetny gaz, wszystkie są bardzo ważne. Choć są od siebie tak inne. To właśnie na tej różnorodności zbudowany jest świat.

Gdy już przyswoiliśmy największą ilość wiedzy o alergiach, alergenach igE, obrzydliwych reakcjach skórnych jak atopia i pokrzywka,katarze siennym i wszędobylskich roztoczach, jaką tylko nasze mózgi były w stanie w sobotnie południe oraz zapoznaniu się ze szczegółową instrukcją obsługi kropli do nosa przyszedł czas na wyczekiwane zajęcia z kosmetologii.

Ku rozpaczy dziewczyn, kosmetologia zaczyna się na 4 roku farmacji ...

Nie chciałam nawet chcieć sama zrobić te chemiczne cudeńko, bo uczestników było dużo i tylko jedno stanowisko pokazowe. Ale los lubi działać nam na przekór, więc podczas chaosu, spowodowanego ogromną ekscytacją, niespodziewanie znalazłam się koło Alinki mieszającej fazę A na palniku. Nim się obejrzałam, razem pichciłyśmy przezroczystego gluta, który kilka chwil wcześniej był tylko niejednorodną mieszaniną najróżniejszych proszków i płynów zmieszanym przez Kasię w parowniczce,  których pochodzenia ani nazwy nikt, oprócz Pań prowadzących, nie znał.

Choć przez dobre piętnaście minut stałyśmy nad palnikami, dzierżąc szklane mieszadełko i termometr, aż nam ręce zdrętwiały, wpatrywałyśmy się w owego gluta z czystym uwielbieniem. Potem dołączyła do nas Kasia z fazą B (o, to w tym czasie co się działo?) i dookoła zebrała się chmara nie-takich-szczęściarzy-jak-my (czyt. gapiów) oraz pan robiący zdjęcia - nie wiadomo, czy nam, czy glutowi. Gdy obie mikstury osiągnęły 65 stopni, przełożyłyśmy wszystko do tuby i Panie umieściły nasze dzieło w jakimś śmiesznym sprzęcie, a po trzech minutach uzyskaliśmy biały, cieplutki i już ładnie pachnący (ostatnia faza to dodanie olejków eterycznych) krem nawilżający. Wszyscy dostaliśmy troszkę na pamiątkę i na ręce, oczywiście - nawet chłopcy się do tego palili!

To się nazywają ciekawe zajęcia!
A w dziale zrób to sam  - amazoński krem odżywczy do rąk


       FAZA  A                                  
4,00 - tego care 150  
4,00 - mirystynian isopropylu
0,50 - DC 200        
8,00 - olej parafinowy  
1,50 - crodamazon cupuacu
0,02 - tenox  BHA
4,00 - saboderm TCC

FAZA B
72,88 - woda    
  0,10 - wersenian dwusodowy
  0,20 - gludant      
  1,50 - aristoflex AVC
  3,00 - gliceryna

  0,30 - kompozycja zapachowa  




powodzenia

poniedziałek, 28 września 2009

cztery życia antoniny o.

Jedno krótkie życie mi nie wystarcza. Jak więc sprawić by ten dany nam czas wykorzystać co do minutki? Moje nowe motto to : z każdego dnia, wycisnąć ile się da!

Gdy tylko zaczynam zastanawiać się nad tym jak realia tej cywilizacji ograniczają nas w realizowaniu rzeczy, które nas pasjonują lub intrygują, czasem jedynie przez nasz brak czasu, sił lub motywacji, chce mi się płakać. Płakać nad życiem, którego mogłabym nie doświadczyć, przez tą małą lunetkę, którą każą mi patrzeć na świat. Najwyższy czas się zbuntować i własnymi oczami popatrzeć na ten daleki horyzont. Nagle okazuje się, że jest dużo bardziej rozległy niż nam się początkowo wydawało. Przecież bycie ignorantem na tak wiele otaczających nas spraw byłoby gubym błędem ;) Wystarczyło odważyć się zadziałać samodzielnie.

Ktoś mógłby powiedzieć, że takie świadome poszerzanie horyzontu - rozglądanie się na boki - przeszkadza w dotarciu do celu. Ale przecież, nawet jeśli ten proces spowolni, sprawi, że sama droga będzie dużo bardziej wartościowa, bo będziemy w stanie zrozumieć co dzieje się dookoła i ją docenić.

Takie rozumowanie zmusiło mnie do określenia priorytetów w moim życiu.
Mianowicie - ma być pełne i bogate, nieskrępowane i radosne.

1. pełnię życia można rozumieć na wiele sposobów, niekoniecznie wiąże się ona z wygodnictwem, ale podążaniem ścieżką, która nas satysfakcjonuje
2. bogate, nie pod względem finansowych, ale bogate w ciekawe przeżycia i doświadczenia
3. nieskrępowane ubogacanie swojego wnętrza i uczenia się
4. trzeba umieć czerpać radość z drobiazgów i rzeczy wielkich

Jednak gdyby każdy mógł żyć według takiego schematu, wszyscy byliby szczęśliwi. A tak nie jest. Wynika to z tego, że nie każdy ma odwagę i siłę zmieniać siebie w taki sposób, żeby to, zdawałoby się wyidealizowane życie, mogło mieć szansę zaistnieć. Jak to mówią : Do odważnych świat należy !

Pozostaje jeszcze kwestia czasu. Ta szara rutyna (choć to oczywiście niepoprawne rozumowanie - przecież trzeba się umieć cieszyć drobiazgami !) nie daje nam czasu na spełnianie marzeń. Dlatego trzeba żyć nie tylko swoim życiem w jego podstawowej formie. Jak to możliwe? Pierwsze primo, jak powiedział Umberto Eco: "kto czyta książki, żyje podwójnie", drugie primo,  jak bogaty świat można stworzyć samym sobą - nie widać go, a jednak istnieje! (to chyba najprostszy dowód na to, że są rzeczy  niematerialne, które jednak mają ogromny wpływ na nasze życie...można to odnieść do różnych aspektów) i trzecie primo,gdy się tylko zmobilizować, można zrobić tyle ciekawych rzeczy! Tak więc lenistwo to nasz wróg numer... primo.

Wystarczy tylko odrobina kreatywności i ahoj przygodo!

potęga podświadomości

W mojej klasie zaczyna się dużo dziać. Jakby nie patrzeć - tyle potencjalnych obiektów obserwacji ludzkiej psychiki i zachowań ! Niestety, na każdym kroku, złośliwy los próbuje dać mi do zrozumienia, że nic i nikt nie jest tym, na co wygląda, a każde zachowanie ma swoje ukryte znacznie. Każde założenie jest jednak z góry nieprawdziwe przez wzgląd na moją niewiedzę jest bowiem niezmiernie oddalone od rzeczywistej prawdy. Oczywiście jesli możemy przyjąć, że jakas obiektywna prawda z zakresu ludzkiej psychologii naprawdę istnieje.

Zetknięcie się ze sobą tylu indywidualności i silnych charakterów, coś czuję, sprowokuje nieuniknione starcia. Zapowiedzią jest samo to iskrzenie w naszych relacjach. Na szczęście to wszystko jest pozytywne. W końcu kłótnie są dla ludzi mądrych. Trzeba umieć argumentować i się reklamować ! A jak na razie, żyjemy w istnej towarzyskiej sielance! Bo choć każdy szuka sobie miejsca i pewnie ma jakieś obawy - prawdziwa twarz i tak wyjdzie na jaw, więc nie ma po co udawać kogoś kim się nie jest. To tylko utrudni odnalezienie prawdziwych bratnich dusz, na których odnalezienie, przynajmniej ja, liczę :)

Wszystko to dzieje się w podświadomości i poprzez niekonwencjonalne myśli, które gdzieś tam przemkną koło granicy ze świadomoscią. Ale szlaban jest zamknięty. Niektórych myśli wolimy nie przepuszczać, bo boimy się konsekwencji głębszego ich rozważenia lub wstydzimy się samego złożenia ich w zdania. Choć nikt przecież ich nie usłyszy. Zabawne.

W tym worku jest jednak mnóstwo rzeczy, które, tak jak domowe rupiecie , wywaliliśmy, może nie zdając sobie sprawy jaką mają wagę. Często spychamy w głąb świadomosci nasze sekretne marzenia i pragnienia, bo nie wierzymy w możliwosć ich spełnienia. W końcu wypychane są za granicę świadomości pod natłokiem absorbujących myśli życia codziennego. Ale tego kosza nie da się opróżnić. Niektóre, pozornie zapomniane, kwestie czekają spokojnie długi czas, ale w końcu - niezaspokojone - zaczynają gnić. A ten smród potrafi skutecznie przyćmić wszystko inne, nawet jeśli nie jestesmy pewni jego źródła.

Dlatego trzeba znaleźć odrobinę odwagi, żeby zrobić remanent w tym chaosie! Nie trzeba czekać na kryzys wieku średniego, aby zastanowić się nad swoim życiem i tym co chcielibyśmy w nim, lub w sobie, zmienić.

sobota, 26 września 2009

Każda podróż zaczyna się od pierwszego kroku

Kilka chwil temu postanowiłam, że będę pisać bloga.
Co prawda nosiłam się z tym pomysłem już od jakiegoś czasu, ale to spontaniczność popycha nas do rzeczy, których naprawdę chcemy, a które po głębszej analizie wydają się absurdalne, tudzież niemożliwe do zrealizowania. Ja natomiast wiem, że nie ma rzeczy niemożliwych (oczywiście bądźmy realistami, nie chodzi tu podróże w czasie, czy laserowe spojrzenie) i trzeba stawiać czoła wyzwaniom !

Myśli ludzkie są niezwykle ulotne.
To stwierdzenie towarzyszyło mi przez całe życie. Było także promotorem moich początków w dziedzinie pisarstwa. I choć pamiętnik ma niepowtarzalną atmosferę i zdolność utrwalania nie tylko słów, ale i całej osobowości, trzeba iść z duchem czasu. Blog daje nowe możliwości i... nowych odbiorców   ;)   jednym słowem - znalazłam nowy sposób kreatywnego wyżycia się.