środa, 8 czerwca 2011

relatywizm moralny rozhisteryzowanego klarnetu


Pod wpływem dwóch ciekawych artykułów z majowego "Bluszcza" o Woodym Allenie postanowiłam nadrobić choć częściowo moje filmowe braki. Oglądałam wcześniej jego najnowsze filmy, ale nie są one podstawą do jakkolwiek wartościowej rozmowy o stylu tej postaci zarówno w roli reżysera, jak i aktora, który przecież kształtował się przez lata. Jest tylko jeden sposób by wyrobić sobie własne zdanie. Oglądać. Przeżywać. Rozmyślać.

Moje wcześniejsze zdanie na temat tego pana, który wywarł ogromny wpływ na światową kinematografię, było raczej ubogie i płytkie, z braku wiedzy. Ot spojrzenie przeciętnego widza. Gdy poznałam część jego biografii (szczególnie tej prywatnej) i poglądy jakie głosi, tudzież które emanują z jego filmów, zbudziła się we mnie pewna konsternacja. Nagle reżyser błyskotliwych, zabawnych, ale zarazem poruszających ważne kwestie produkcji stał się stronniczym, zakompleksionym indywiduum

Tak to jest, każdy ma swoje dziwactwa. Z tą różnicą, że niektórzy trzymają je dla siebie, inni prezentują je całemu światu, wpływając dodatkowo na podświadomość odbiorców. Może to mieć dobre i złe skutki. Dziwactwem może być charakterystyczny sposób bycia, specyficzny humor, ale też wygłaszane poglądy i niejednoznaczna postawa.

W artykule Kazimiery Szczuki "Rozhisteryzowany klarnet" cytowane, ba! wytłuszczone i powiększone, są fragmenty przedstawiające jego poglądy w sferze seksualnej. Wiadomo bowiem, że wzrok zaintrygowanego kartkowicza spocznie dłużej w miejscu gdzie pojawia się słowo seks, monogamia, kastracja, masturbacja, kochanek, najlepiej w jednym zdaniu. Dość prymitywny sposób przyciągnięcia czytelnika, ale jak zawsze niezawodny. 

"Miłość rodzinna to propaganda skrywająca rodzaj kastracji: 
monogamia to areszt dla samej istoty męskiej witalności, 
radosnego pierwotnego popędu"
Sugerowałoby to jego nieskrywany mizoginizm i poczucie potrzeby ( być może fałszywego) liberalizmu. W końcu jak pisze Szczuka: Allen, dziecko rewolucji seksualnej.

Jednak inne wypowiedzi niejako zaprzeczają poprzednim:
"Mężczyźni udają silniejszych , nie płaczą, umierają na ataki serca. Kobiety wiedzą, czym powinien być seks, nigdy nie mylą go z miłością. Są bardziej dojrzałe, mniej wojownicze, delikatniejsze. Bliższe temu, czym powinno być życie."
Tymi słowami zdradza swoją fascynację i respekt do kobiet. Jaki jest więc prawdziwe podejście Allena? Tego się nie dowiemy. Ta niejednoznaczność prowokuje do jeszcze głębszego wnikania w dzieła reżysera, dopatrywania się sugestii, ukrytych znaczeń.

Seksualna swoboda obecna w filmach Allena zahacza nie tylko o problematykę erotyczną samą w sobie, ale przede wszystkim o wolność, której granice sami wyznaczamy. RELATYWIZM MORALNY. Po nafaszerowaniu się "Ojcem Goriot" Balzaka, "Długiem" Krauzego i "Linczem" Łukaszewicza wszędzie widzę relatywizm moralny. A może zwyczajnie otworzyły mi się oczy i dostrzegam więcej? Właściwie cały świat jest oparty na tym niepewnym pojęciu. RELATYWIZM MORALNY. 

"Bohaterowie Allena żenią się i rozwodzą, zdradzają i romansują jakby pogodzenia ze swoim poliamoryzmem"

Po obejrzeniu potrójnej dawki Woodiego w ostatnich dniach, dostrzegam także inny istotny środek przedstawienia tego zjawiska. Obejrzałam:

W pierwszej pozycji urzekli mnie główni bohaterowie (Scarlett Johansson i Woody Allen) obdarzeni błyskotliwością, żwawością i humorem. Druga emocjonalnie trzyma przy ekranie i zawiera zaskakujący zwrot akcji pod koniec. Trzecia nieprzewidywalna, nieco smutna, ale z przystojnym Ewanem McGregorem.

Wszystkie te tytuły łączy jeden element. W każdym jakaś niewinna osoba zostaje zamordowana, co staje się osią fabuły. Raz główny bohater jest sprawcą, raz jedynie szuka rozwiązania zagadki kryminalnej, ale pytania związane z trudnymi decyzjami, moralnością i przekraczaniem granic nieustannie przewijają się przez głowy zarówno bohaterów miotanych trudnościami, jak i zdezorientowanych widzów. Bohater jest dobry, czy zły? Mamy tendencje do kategoryzowania do skrajnych przypadków. Tak jak Krauze, Allen nie moralizuje, pokazuje sytuacje i każe odbiorcy wydać wyrok lub przyjąć kreowaną rzeczywistość na zimno.

Ile potrzeba by porządny człowiek stał się mordercą? 
Gdzie jest granica ostateczności? 
Czy istnieją sytuacje bez wyjścia? 
Ile okrucieństwa jesteśmy w stanie znieść lub zadać? 
Czy przypadek rządzi naszym życiem? 
Czy możemy ufać ludziom?

Takie pytania zdaje się stawiać reżyser. Nie daje jednak klarownej odpowiedzi na nie. Pozostawia odbiorcy pełno miejsca na pytania, interpretacje, nawet irytację, gdzieś pomiędzy napisami końcowymi, które równie dobrze mogły by być lecącymi z dołu ku górze stertami znaków zapytania. Pozostaje zarazem poczucie jakiejś pełni, całości a jednocześnie niedopowiedzenie sprawia, że historia nie jest zamknięta ani martwa.

No i zostałam z większą liczbą pytań niż odpowiedzi.

3 komentarze:

  1. Frustrujące, prawda? Niesamowite jest to, że jednocześnie jesteśmy przyjemnie połechtani (odnajdujemy 'swoje rzeczy' u bohaterów) jak i zbesztani i oblani zimnym prysznicem... jakże to przyspiesza tętno!

    Allen jest zamknięty we własnym światku- skrajnie ubogim i jednocześnie trącącym obrzydliwym przepychem. Szczerze? Lubię go, jego twórczość, poczucie humoru i cynizm. Jednak jako obserwator śmiem twierdzić, że ma dość ograniczone horyzonty i nie chce ich zbytnio poszerzać.

    Hmmmmm...jeszcze: relatywizm moralny
    -Jest wygodny i swoisty dla ludzi myślących. Kto trzyma się twardo reguł i nigdy od nich nie odstępuje?
    Tak, tak pytania... bueeeeeee i jednocześnie o! , ciekawie :) Prawda, że ambiwalentne...?
    :>

    OdpowiedzUsuń
  2. Aśku, w kwestii relatywizmu moralnego to się nie zgodzę. Co innego zmieniać reguły, a co innego mieć solidne podstawy moralne. Do nich właściwie dopasowuje się zasady, które mogą być najróżniejsze. Możemy przecież przybierać wiele postaw. Wszystkie mogą być dobre, bo choć tak od siebie odmienne, powstały na tych samych wartościach.

    OdpowiedzUsuń
  3. świetny wpis.
    podoba mi się - stronnicze, zakompleksione indywiduum

    z tych filmów co mi mówiłaś to widzialem 2/3. a co do realatywizmu moralnego... jest wszechobecny. A co do Allena, to to nie nazwałbym tego relatwizmem moralnym, ponieważ on jest inteligentny, co sprawia, że potrafi szafować moralnością. To już w takim razie nie będzie relatywizm, ale cos więcej... Kabotynizm?

    OdpowiedzUsuń