Wypad do kina to, jak dla mnie, świetna alternatywa dla szkolnych zajęć. I do tego, tym razem, w pełni legalna :) Szkoda tylko, że nikt mnie nie słuchał i w drodze głupiej demokracji byłam zmuszona pójść na "zero" - debiut polskiego reżysera Pawła Borowskiego, zamiast na wyczekiwany seans "Julie i Julia", z Meryl Streep!
Ale jeśli ten nowatorski styl miał nakierować polską sztukę filmową na nowe tory, to może to i dobrze (kolejne rozwlekłe historyjki na ten sam temat to by była już przesada). To na pewno styl ekscentryczny. Powstały w tej fabule miszmasz jest jednak zaletą. Pokazuje jak ludzkie życie ma wiele powiązań, przypadków, problemów, okrucieństwa i kontrowersji. Z tego ostatniego (bardzo dosadnie przedstawionego) chyba nie była zadowolona nasza wychowawczyni, szczególnie w scenach, gdy rozmawiając przez telefon, ekspedientka w sex-shopie skubie różowego penisa, czy jakiś agresywny facet bezceremonialnie przechadza się po studiu pornosów na tle gołych pośladków i perwersyjnej bielizny.
Historie tylu ludzi, a jednak przez te wszystkie koneksje, jakby jedna. Do tego intrygujące zakończenie nawiązujące do początku wywołuje śmiech zaskoczenia i ironii. Czy w takim razie życie ma jakiś schemat, którym nieświadomie podążamy? Czy ten symbol recyklingu na plakacie to w istocie współczesna wersja TAIJITU (symbolu dopełniania się yin i yang, nieskończoności)? Co zrobić, żeby uniknąć negatywnej rutyny i niezadowolenia? Na te pytania twórcy nie odpowiedzieli, z tak samo zaciętą premedytacją jak ucięli wszystkie wątki, pozostawiając widza z dziwnym niedosytem i poczuciem braku konkretnego końca. Ale właśnie tak jest w życiu, jeśli opowieść jednego człowieka się kończy - i tak wiąże się z milionem innych, które można opowiedzieć. I choć każda jest inna, wszystkie mówią o życiu, które nie jest idealne, a jednak ciekawe. Niestety także problemy, w które się wplątujemy lub zostajemy wplątani, nie zawsze są tak klarowne jak się wydaje z zewnątrz. Ich struktura wewnętrzna jest dużo bardziej pogmatwana, skomplikowana i bezsensowna, z uwagi na niemożność znalezienia prostego rozwiązania bez ponoszenia przykrych konsekwencji. Ta zasada odnosi się do wielu rzeczy. Takie jest życie. Ale ta cecha - dwuwarstwowości - pomaga czasem dostrzec rzeczy najważniejsze, ogólne, które pomagają znaleźć rozwiązanie. Dystansowanie to właśnie to - spojrzenie na wszystko z boku, na tę warstwę powierzchowną i nie przejmowanie się drobnostkami, które się na to składają.
Nasze historie też mogłyby się znaleźć w takim filmie. Ciekawe jak wiele zdumiewających rzeczy odkrylibyśmy o sobie na wzajem.
ps. Ostatecznie i tak postawiłam na swoim - w piątek idziemy na "Julie i Julia" :D