piątek, 6 listopada 2009

julie/julia project

Miałam rację! Ten film jest świetny - jego głównym tematem jest...jedzenie! Historia amerykanki, która odmieniła kulinarny świat i zafascynowanej nią dziewczyny z pisarskimi ambicjami, która także uwielbia gotować.Wszystko to wprawia w nastrój jakiejś błogości i optymizmu (Meryl kreuje takie postacie, których nie da się nie lubić!). Ścieżka dźwiękowa umiejętnie wprowadza nas w atmosferę Paryża lat 40 lub współczesne amerykańskie realia. Choć mój sprytny plan, zwerbowania całej klasy, nie wypalił, poszłam w towarzystwie dwóch koleżanek i bardzo mi się podobało. W czasie sensu w przytulnym kinie Femina, już po biletowej bitwie z roztrzepaną kasjerką, na prawdę robiłam się głodna patrzą na te wszystkie dania! Przy okazji wyszło na jaw (w czasie rozgorzałej dyskusji o gotowaniu pod wpływem filmu), że M. lubi sobie coś popichcić. Chyba jest rzeczą oczywistą, że powinna dzielić się swoim hobby! A my jesteśmy bardzo pomocne... i z ogromnym apetytem na rozmaite frykasy. W drodze powrotnej do domu zaczęłam obmyślać ambitne plany kulinarne na najbliższe "weekendowe eksperymenty" w mojej kuchni! Gotowanie jako sztuka to bardzo pożyteczne zajęcie (pomijamy tu tempo w jakim żyjemy i chroniczny brak czasu, sztuka wymaga poświęceń) i chętnie zorganizowałabym jakieś spotkanie przy garkach (co mogłoby zaowocować dużą ilością śmiechu i smakowitości :). Szkoda tylko, że brak mi możliwości technicznych. Może ktoś zgłosił by się na ochotnika na użyczenie swojej kuchni?

      Teraz słucham : "julie & julia" soundtrack
  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz