Mówi się, że można zjeść ciastko, albo mieć ciastko. Pytanie - czy wolimy cudowną perspektywę zjedzenia ciastka, czy uczucie przyjemności samego jedzenia? Jedno może trwać w nieskończoność, drugie tylko przez chwilę. Ważna jest jeszcze kwestia, czy po zjedzeniu ciastka będziemy żyli miłym wspomnieniem o jedzeniu go, czy też będziemy żałowali owej konsumpcji wspominając czasy, gdy ciastko jeszcze mieliśmy. Wniosek jest przykry - w obu przypadkach doświadczamy frustracji - albo nigdy nie zjemy ciastka ze strachu przed jego utraceniem, albo będzie nam przykro z powodu jego braku.
Niektórzy usilnie próbują zjeść ciastko i nadal mieć ciastko. I jest to wykonalne! Ale czy przypadkiem nie sprawimy wtedy, że ciastko przestanie mieć jakiekolwiek znaczenie? Jeśli w każdej chwili możemy zjeść ciastko, przestaje ono być warte czekania. Wtedy nam się nudzi. Bierne przyjmowanie ciastka odbiera mu słodycz.
A co jeśli mamy całe pudełko ciastek? Część osób zje wszystko naraz, żeby nikt nie podjadł w czasie nieobecności właściciela lub przez niemożność powstrzymania się, w końcu to wprost boskie ciasteczka. Ale nawet ulubione słodkości w nadmiarze powodują mdłości. Jak się zje za dużo, choć wiadomo, że są przecież takie smaczne, nie można już na nie patrzeć.
Chyba najlepiej mieć to jedno ciasteczko i co jakiś czas delektować się każdym malutkim kęsem. Taka ciasteczkowa wersja złotego środka.
Zdaje mi się, że ten mechanizm działa w wielu dziedzinach życia. Ale własną analogię...
znajdźcie sami.