Z powodu mojej małej rekonwalescencji zostałam w domu. W końcu miałam chwilę by popatrzeć co się dzieje na świecie. Na TVN24 jak zwykle rozdmuchiwanie politycznych afer, jak to dwaj panowie rozbili wózki golfowe na Cyprze, wywiady z parlamentarzystami PO i PiS oskarżającymi się wzajemnie o zajmowanie się listami wyborczymi zamiast sprawą emerytur, order dla strażaków ratujących sarenki i w końcu transmisja z Auschwitz II. To mnie zainteresowało. Wczoraj była 66. rocznica wyzwolenia obozu KL Auschwitz II - Birkenau. Po składaniu w milczącym hołdzie kwiatów pod ścianą śmierci wygłaszane były przemówienia. Słowa bolesne, ale niezmiernie ważne. Pouczające, przypominające aż w końcu pełne nadziei, że świat zmierza ku dobru. Na uroczystości spotkali się m.in. prezydenci Polski i Niemiec a także ok. 80 byłych więźniów obozów koncentracyjnych. Słuchałam przemówień ze skupieniem. Bo oprócz wielkich słów o przyjaźni między narodami, o dążeniu do tolerancji, świadectwa prawdzie i pamięci, które mimo, że tak piękne są jednak tylko słowami, były także opowieści tych, którzy przeżyli. Autentyczne, szczere. Jakby zgrabnie wizualizowali swoje wspomnienia w umysłach słuchaczy. Mówili o drobnostkach, szczegółach. O skórzanych butach z cholewami, podarowanymi przez nieznajomego, o szuraniu drewnianych obozowych butów, o kostce cukru. Ale właśnie z takich małych rzeczy składa się nasze życie, nasza osobowość, autentyczność, a czasem właśnie nasze cierpienie.
"Tu w Auschwitz jak w soczewce skupia się i wiedza i pamięć o wszystkich straszliwych zbrodniach" - powiedział prezydent.
Numerki nie robią na ludziach wrażenia. Tak po prawdzie, co za różnica między 10 000 a 100 000. Tylko jedno zero. Różnicę czujemy dopiero gdy jest namacalna. Gdy widzimy te baraki, sterty szczoteczek do zębów, walizek, ściętych warkoczy. Ja widziałam.
Tadeusz Różewicz
"Warkoczyk"
Kiedy już wszystkie kobiety
z transportu ogolono
czterech robotników miotłami
zrobionymi z lipy zamiatało
i gromadziło włosy
Pod czystymi szybami
leżą sztywne włosy uduszonych
w komorach gazowych
w tych włosach są szpilki
i kościane grzebienie
Nie prześwietla ich światło
nie rozdziela wiatr
nie dotyka ich dłoń
ani deszcz ani usta
W wielkich skrzyniach
kłębią się suche włosy
uduszonych
i szary warkoczyk
mysi ogonek ze wstążeczką
za który pociągają w szkole
niegrzeczni chłopcy.
Tak jak oni mam nadzieję. Mam nadzieję, że świat będzie uczył się na błędach i robił wszystko by utrzymać pokój, ciepłe stosunki i pamięć. Ale nie tylko w wielkich czynach. Bo nasze życie składa się z takich małych rzeczy, drobnych gestów, słów.
Jednym z gości była Zofia Posmysz, polska pisarka i scenarzystka. Choć działała w drugiej połowie XX wieku, po wyjściu z obozu w Auschwitz, ostatnio znów było o niej głośno. A to z uwagi na operę w reżyserii Davida Pountneya, z Eleną Kelessidi w roli Marty i Agnieszką Rehlis wcielającą się w panią SS, której postać nie jest wcale jednoznaczna. Libretto napisano na podstawie jej książki "Pasażerka" wydanej w '62 roku. Widziałam tę sztukę. A raczej - czułam.
Opera wielojęzyczna, co sprawiało, że stawała się jeszcze bardziej realna. Niezwykła scenografia i muzyka. Całość zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Słyszałam opinie, że to znów ten sam temat, Auschwitz, ludobójstwo, bla bla, odgrzewane kotlety. A ile powstało już utworów o miłości? śmierci? cierpieniu? tęsknocie? Dopóki jakiś temat człowieka pali, a powstaje z tego coś nowego i ciekawego, dopóty warto to wyrażać i dzielić się tym z innymi.