Czyli "Jedz Módl się Kochaj" od drugiej strony.
Poznałam nową perspektywę.
Po przeczytaniu tej książki autorstwa Elizabeth Gilbert byłam zachwycona. Wiele razy prowokowała mnie do przemyśleń, zachwycała trafnymi metaforami i przyjemnymi opisami. Ale rozmowa z panią I., choć krótka i w biegu, uderzyła mnie na tyle mocno, że przekroczyła pewną cienką granicę - teraz muszę oddać. Więc rzeknę:
Zadziwiające jak etapy naszego prywatnego życia wpływają na odbiór książek, czyli pośrednio - prywatnych etapów życia innych. Każdy odnajduje to, co chce, albo to, z czym się identyfikuje. Pani I. stwierdziła, że główna bohaterka ją wkurza. Dlaczego? Bo zachowuje się samolubnie.
Czytając tę pełną osobistych refleksji i emocjonalnego ekshibicjonizmu opowieść byłam na etapie intensywnego myślenia ... o sobie. O tym jak ważny jest rozwój osobisty, samopoznanie, dążenie do celu. W myśl idei "jesteś w stanie obdarzyć miłością innych, tylko jeśli kochasz siebie". A co robi główna bohaterka? Rozwodzi się w bólach z mężczyzną, który poświęcił jej wiele lat życia i miłości, bo nagle stwierdziła, że nie jest spełniona. Ma nowy piękny dom, spokojne, dostatnie życie, przyjaciół, faceta, pracę, którą lubi. Lecz nagle BUM! Wypala się, nie może znaleźć w tym wszystkim satysfakcji, czuje, że nadchodzi czas na duże zmiany, płacze nie mogąc znieść stanu zawieszenia między pragnieniem a strachem przed podjęciem decyzji. I bez słowa oświadcza mężowi, że go zostawia.
Myślałam - ok, w końcu jeśli ona była nieszczęśliwa i niespełniona, nie powinna pozwolić gnić tej relacji tylko stanowczo pójść na przód. W ten sposób uwolni także swojego mężczyznę, którego nie byłaby już w stanie uszczęśliwić. Tak się zdarza. Ktoś się wypala i musi odnaleźć siebie od nowa.
Ale I. mówi tak:
"Czy nie była świadoma w co się pakuje, gdy wstępowała w związek małżeński?! To jest poważna decyzja wiążąca prawnie, ale przede wszystkim emocjonalnie, dwie osoby. Nie można tak sobie tego porzucić, bo poczuło się wewnętrzną potrzebę radykalnej przemiany. Małżeństwo jest dla dorosłych ludzi, którzy biorą odpowiedzialność za swoje czyny. Ja to się bardziej utożsamiam z tym biednym facetem, przecież on nie zrobił nic złego."
To naświetliło przyczynę początku jej podróży z innej perspektywy, nad którą wcześniej się nie skupiałam. W końcu - jesteśmy odpowiedzialni za to, co oswoimy.
"- Co to znaczy "oswajać"? - To rzecz, która poszła w zapomnienie - rzekł Lis. - To znaczy "tworzyć związki". - Tworzyć związki? - Oczywiście - rzekł Lis. - Dla Ciebie jestem po prostu lisem, jak sto tysięcy innych lisów. Ale jeśli mnie oswoisz, będziemy siebie nawzajem potrzebować. Ja stanę się dla ciebie jedyny na świecie. - Zaczynam rozumieć - rzekł Mały Książę. - Jest taka Róża. Myślę, że ona mnie oswoiła.
OdpowiedzUsuń(...) - Jeśli będziesz przychodził przykładowo o czwartej po południu, zacznę być szczęśliwy już od trzeciej. Im będzie robiło się później, tym będę szczęśliwszy. O czwartej będę niespokojny i zacznę się wiercić, odkryję cenę jaką należy zapłacić za szczęście!(...) - Nie przypominacie w ogóle mojej Róży. Jeszcze nie stałyście się niczym. Nikt was nie oswoił i wy nikogo nie oswoiłyście. Mój Lis był taki jak wy. Był sobie zwykłym lisem, podobnym do stu tysięcy innych, ale zaprzyjaźniłem się z nim i teraz jest jedyny na świecie.(...) - Jesteście piękne, lecz puste - dodał jeszcze. - Nie można dla was umrzeć. Oczywiście jakiś zwykły przechodzień mógłby pomyśleć, że moja Róża jest do was podobna. Ale jedynie ona jest ważniejsza od was wszystkich, ponieważ to ją podlewałem. To ją właśnie włożyłem pod klosz. Ją ochraniałem parawanem. To dla niej zabijałem gąsienice. To jej narzekań i przechwałek słuchałem, a czasami milczałem w jej towarzystwie. Bo to moja Róża.(...) - To czas jaki poświęciłeś twojej Róży, czyni ją tak ważną.(...) ..będziesz odpowiedzialny za to, co oswoiłeś. Jesteś odpowiedzialny za swoją Różę."
Antoine de Saint-Exupery, "Mały Książę"
Z jednej strony jestem w stanie się zgodzić- bohaterka zachowuje się samolubnie. Jednak z drugiej strony wydaje mi się, że ludzie w naszych czasach wstydzą się tego, że chcą być szczęśliwi. Liz ma męża, dom, pracę, którą lubi, przyjaciół... powinna być szczęśliwa! Ale nie jest i właśnie o to chodzi. Mamy prawo do szczęścia, a dla każdego z nas szczęście jest czym innym, Czy byłoby lepiej, gdyby tkwiła w związku z mężczyzną, którego z czasem by znienawidziła? Nie sądzę. Każdy z nas ma prawo szukać szczęścia na swój własny sposób. To co dla jednych może wydawać się rajem, dla innych może być piekłem.
OdpowiedzUsuńCoco
A czasem dzieje się gorzej - to, co sami myśleliśmy, że będzie rajem, okazuje się być piekłem.
OdpowiedzUsuńTak jak już napisałam, stałaby się zgorzkniała i unieszczęśliwiła także jego. Odrobina (choć tu ukazuje się raczej pokaźna dawka) egoizmu jest niezbędna do osiągnięcia harmonii.
Mały Książę kojarzy mi się trochę z czymś płytkim, z Paulo Coelho i przemyśleniami na siłę. Z bzdurnymi banałami, które łykają podatne kobiety na całym świecie. Najpierw obejrzałam filmową wersję "Jedz, módl się, kochaj" i pomyślałam: "ok. Nie był to stracony wieczór. Miło się oglądało, mimo, że to płytkie i naciągane. Nawet jeśli na faktach.". Dokładnie wiedziałam czego spodziewać się po książce, którą również przeczytałam. Do mnie pseudofilozoficzny bełkot nie trafia. Trochę to trąci literaturą menstruacyjną..
OdpowiedzUsuńnatomiast mi, Mały Książę kojarzy się z wrażliwością, z dostrzeganiem tych subtelności świata i życia, które dla cyników są niewidoczne.
OdpowiedzUsuńOwszem, ludzie lubią karmić się błahostkami poprawiającymi nastrój, ale czy to źle jeśli mobilizuje do działania i wspiera? Oczywiście w tym w wypadku nie ma to nic wspólnego z wartością literacką. Ale nie uważam, żeby ta książka Gilbert była bzdurna i płytka. To opowieść o podróży. Dosłownie oraz wewnątrz siebie. Nie traktuję tego jak filozoficznej instrukcji na szczęście. Ale zawsze warto zastanowić się nad tym, co czytamy. Bo a nóż pod warstwą lekkiej historyjki kryje się coś istotnego.